Diabeł polał już strzemiennego;
zebrała się czortów wieczornych gromada.
Początek bezczasu codziennego,
za oknem dżdżysty listopad pada.
Śmieją się mewy w perlistym sztormie,
gdzieś z głębin morskich słychać serce Twoje,
czuję, jak skrzydłami na wietrze łopocze.
W całej mojej niepogodzie i słocie,
w brudnym, listopadowym błocie,
Twój żar rozgrzewa te smętne nastroje.
Nocnych czortów gromada już pijana,
ja nie chcę czekać na miłość epokę,
wódki jeszcze wleję w siebie trochę
i szukać Cię będę po tchu brak, kochana.
P.V. i Dagme