Dokąd zmierzamy?
Niektórzy mówią, że dążymy do końca epoki. Ich zdaniem wszystkie znaki - zepsucie, zdegenerowana moralność i stagnacja, która opanowała dzisiejszego człowieka, są dowodami na schyłkowość naszych czasów. Na pewno jest w tym wiele racji, gdyż co może nastąpić po epoce, w której nie ma już nadziei na postęp?
Wszystko wywalczyliśmy - demokrację, wolność jednostki i zezwolenie na nieskrępowany niczym indywidualizm. Przeżyliśmy rewolucję październikową i rewolucję seksualną. Przetrwaliśmy dwie wojny światowe, komunizm, szalone lata 60., erę disco. Moda zatacza kręgi i czerpie inspiracje z poprzednich dekad, ponieważ projektanci nie mogą stworzyć niczego nowatorskiego. Artyści - rebelianci uwolnili sztukę ze wszelkich granic i otworzyli przed nią niczym nieograniczone ścieżki rozwoju.
Ale my już przeszliśmy wszystkie te ścieżki. Eksperyment nie jest już eksperymentem, tylko nieświadomą, sentymentalną wędrówką w przeszłość.
Ludzkość wpadła w upragnioną pułapkę wolności. A w idealnym świecie wolności nie ma miejsca na bunt i nie ma wroga, przeciw któremu można się buntować.
Dekadenci widzą całą beznadzieję dnia dzisiejszego i rezygnują. Walka dla idei to pojęcie całkowicie im obce, dlatego wolą głosić upadek cywilizacji europejskiej i czekać na nią z masochistyczną satysfakcją ze swoich spełniających się przepowiedni.
Ale może jest coś, co można zrobić w tym bezprzyszłościowym świecie? Może udałoby się przywrócić mu przyszłość poprzez powrót do rzeczy przeszłych?
Spójrzmy na rzeczywistość z drugiej strony. Powróćmy do przeszłych idei! Skończmy z postmodernizmem i malkontencją, z upadkiem dawnej formy. Porządkując nasz świat, przywracając mu stare, nieskażone chorobą naszych czasów ramy i odkurzając przeszłość, moglibyśmy znów stworzyć przyszłość. Przywracając granice, będziemy mogli znów je przekraczać. Formy, wyraźne formy, które znów zawładną światem, będą mogły z czasem stać się naszym wrogiem, czymś, przeciw czemu będziemy się jednoczyć.
Zasady, które porzuciliśmy w przeczuciu, że są nam ciężarem, tak naprawdę były naszą wolnością, czymś, o czym mogliśmy myśleć z nienawiścią. Mogliśmy marzyć o walce z nimi, a walka ze znienawidzonymi zasadami jest prawdziwym szczęściem.
Kiedyś to dążenie do celu, a nie jego osiągnięcie, było wartością. Dziś rodzimy się w świecie celów osiągniętych, gdzie nie możemy sami podjąć tej tak ważnej dla człowieka wędrówki.
Kim więc warto być? Dekadentem, uważającym, że brak wroga usprawiedliwia jego obojętność i niedziałanie, czy może jego opozycjonistą, tworzącym od nowa świat starych zasad, przeciw którym następnie będzie znów mógł walczyć i znów czuć się potrzebny?
Wydaje się, że każdy wybór jest zły, że dzisiejszy człowiek jest bohaterem tragicznym, postawionym wobec fatum, z którym i tak nie wygra. Choroba wieku jest naszym fatum, od którego się nie uwolnimy. Dlatego też nie przesądzam, która postawa jest lepsza, która ma więcej sensu. Pomyśl sam, czy masz siłę dążyć, czy wolisz tęsknić za dążeniem. A może zniknęły już wszelkie Twoje tęsknoty, oprócz jednej - pragnienia niebytu?
Dagme
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz