Zanurzyłem się w zieleni bez miary
By szukać w lesie resztek żywej wiary
Tempa ucieczce dodawały liście
Drzewa jak góry do słońca strzelały
Ściany dzikości - las wielki, ja mały
Swoją ucieczkę pamiętam dość mgliście
To był ostatni powrót do domu,
Nie powiem o nim więcej nikomu!
Reaktor
sobota, 10 lipca 2010
Zmierzch. Psalm Beznadziei
Silna mocą wieków jeszcze trwa Europa,
Choć jej ciało toczy okropna choroba.
Jestem w swoim kraju, jednak obcym duchem -
Marnym i przeżartym nowinek posłuchem;
To one świat zniszczą, w ruiny obrócą
na których poganie pieśń swoją zanucą.
Zastępy szalbierzy udają wszechmocnych:
Zgwałcili nam matkę, by ugościć obcych.
Pamiętamy jeszcze czasy Apokalips
Gdy braciom jednej krwi bić się nakazali.
Bracia ci zmęczeni, ogłupieni wojną
Od kłótni popadli w bezczynność swawolną.
Upadek w zależność - obca dłoń nas karmi -
Miliony bez losu, narody bez armii.
Ulicami kroczą podniecone masy -
Historią zgromione resztki dawnej rasy.
Chwałę doczesności wygłasza pogaństwo:
"Święty, święty, święty - bóg śmiertelny, Państwo!"
W swym pysznym uścisku niszczy obyczaje
A tłum na kolanach cześć Państwu oddaje.
Serca, które biją, toczy rak zgnilizny
Otwierając z dawna zaleczone blizny
I krew nam zatruwa, wdaje zakażenie,
Roznosi po świecie szatańskie nasienie.
W drodze do Miasta ujrzałem popioły:
Zburzone pałace, spalone kościoły -
Gdzie ślad po murze, co rósł wokół Miasta?
A to czas burzenia wyczekany nastał!
Nadeszła pora dymu i płomieni,
Smród, gwałt i zdziczenie po ludziach się pleni.
W tej nocy życia mija dzień kolejny
Od rana po wieczór równo beznadziejny...
To nadmiar zabił minione świetności,
Ciężarami zbytku zdocześnił świętości.
Kropla za kroplą czekamy na koniec
Gdy za karę każdy w potopie utonie.
Co za źródło tyle by mocy wydało
By banda złoczyńców w przerażeniu pierzchła?
Ech, zmrok już zapada - wzrok nam odebrało?
Nie, to tylko nasze słońce w dole zmierzcha.
Reaktor
Choć jej ciało toczy okropna choroba.
Jestem w swoim kraju, jednak obcym duchem -
Marnym i przeżartym nowinek posłuchem;
To one świat zniszczą, w ruiny obrócą
na których poganie pieśń swoją zanucą.
Zastępy szalbierzy udają wszechmocnych:
Zgwałcili nam matkę, by ugościć obcych.
Pamiętamy jeszcze czasy Apokalips
Gdy braciom jednej krwi bić się nakazali.
Bracia ci zmęczeni, ogłupieni wojną
Od kłótni popadli w bezczynność swawolną.
Upadek w zależność - obca dłoń nas karmi -
Miliony bez losu, narody bez armii.
Ulicami kroczą podniecone masy -
Historią zgromione resztki dawnej rasy.
Chwałę doczesności wygłasza pogaństwo:
"Święty, święty, święty - bóg śmiertelny, Państwo!"
W swym pysznym uścisku niszczy obyczaje
A tłum na kolanach cześć Państwu oddaje.
Serca, które biją, toczy rak zgnilizny
Otwierając z dawna zaleczone blizny
I krew nam zatruwa, wdaje zakażenie,
Roznosi po świecie szatańskie nasienie.
W drodze do Miasta ujrzałem popioły:
Zburzone pałace, spalone kościoły -
Gdzie ślad po murze, co rósł wokół Miasta?
A to czas burzenia wyczekany nastał!
Nadeszła pora dymu i płomieni,
Smród, gwałt i zdziczenie po ludziach się pleni.
W tej nocy życia mija dzień kolejny
Od rana po wieczór równo beznadziejny...
To nadmiar zabił minione świetności,
Ciężarami zbytku zdocześnił świętości.
Kropla za kroplą czekamy na koniec
Gdy za karę każdy w potopie utonie.
Co za źródło tyle by mocy wydało
By banda złoczyńców w przerażeniu pierzchła?
Ech, zmrok już zapada - wzrok nam odebrało?
Nie, to tylko nasze słońce w dole zmierzcha.
Reaktor
Subskrybuj:
Posty (Atom)