Oczy przepasane białą chorągwią.
Kapitulacja czy początek końca?
To będzie nasz wspólny finał.
Zmartwychwstanie Chrystus
A my wszyscy złapiemy się za ręce.
Jak dzieci.
Odśpiewamy na swą cześć ALLELUJA!
NIECH ŻYJĄ ZBRODNIARZE ŚWIATA!
Aborcja, Gwałt i morderstwo.
Rozpusta, gniew i próżność.
Zawziętość i mściwość.
W szeregu ty i ja.
Zwykłe wady i szaleństwa.
Sprawiedliwość została podważona!
Szukamy cnót, a mamy tylko siebie.
Małych, niemych i bezbronnych.
Wyliczamy belki sąsiadów,
a na własne jesteśmy ślepi.
Dlaczego?
Codziennie budujemy wieżę Babel.
Z pychy, zawziętości i indolencji.
Przypominamy marionetki.
Puste, uśmiechnięte i głuche.
Głuche na płacz dziecka,
Głuche na błaganie matki.
Głuche na bicie serca…
EiA
poniedziałek, 26 października 2009
Deszcz przedjesienny
Przyszedł sierpniowym wieczorem, przesiąkniętym na wskroś zapachem złocistych mimoz. Przyszedł niespodziewanie, wiedziony przez ciemnogranatowe chmury, gdy zmierzch otulał świat srebrnoszarym atłasem. On, deszcz przedjesienny, zgasił ostatni płomień lata; swoim kroplami na nowo rozbudził melancholię. Nastały rządy chłodu.
Pada. Woda ścieka po dębowej korze, a my widzimy każdą chwilę, każde wspomnienie i ulotny sen nocy letniej. Lecz oto deszcz oznajmił kolejne fin de siecle, koniec epoki słońca.
Delikatnie i czule czujemy go na skórze, przenika ją i dociera do wnętrza, przedziera się przez nasz mur; mur, którego przebić nie może drugi człowiek. Może jego strugi są samotnością, dlatego potrafią przedrzeć się przez zapory, których nie potrafi pokonać miłość.
A one trafiają aż do sedna, do samego początku.
Wilgotne powietrze zachłysnęło się własną beznadziejnością, my uświadomiliśmy sobie własną niemoc i strach.
Każda z wizji jesieni przeraża, ten wszechocean ciemnych minut, wypełnionych tęsknotą. My nie chcemy dużo – chcemy tylko nie czuć się w swoich głowach jak w klatkach.
A deszczowe krople rozbijają nas na tysiące maleńkich kawałków.
Ile szans zmarnowaliśmy tego lata?
Bezczeszczenie czasu i bezczeszczenie miłości – dwa najgorsze świętokradztwa popełniane przez człowieka; dwa grzechy, których nie da się odpokutować.
Jak teraz oczyścimy nasze sumienia, skażone letnią bezczynnością?
Dagme
Pada. Woda ścieka po dębowej korze, a my widzimy każdą chwilę, każde wspomnienie i ulotny sen nocy letniej. Lecz oto deszcz oznajmił kolejne fin de siecle, koniec epoki słońca.
Delikatnie i czule czujemy go na skórze, przenika ją i dociera do wnętrza, przedziera się przez nasz mur; mur, którego przebić nie może drugi człowiek. Może jego strugi są samotnością, dlatego potrafią przedrzeć się przez zapory, których nie potrafi pokonać miłość.
A one trafiają aż do sedna, do samego początku.
Wilgotne powietrze zachłysnęło się własną beznadziejnością, my uświadomiliśmy sobie własną niemoc i strach.
Każda z wizji jesieni przeraża, ten wszechocean ciemnych minut, wypełnionych tęsknotą. My nie chcemy dużo – chcemy tylko nie czuć się w swoich głowach jak w klatkach.
A deszczowe krople rozbijają nas na tysiące maleńkich kawałków.
Ile szans zmarnowaliśmy tego lata?
Bezczeszczenie czasu i bezczeszczenie miłości – dwa najgorsze świętokradztwa popełniane przez człowieka; dwa grzechy, których nie da się odpokutować.
Jak teraz oczyścimy nasze sumienia, skażone letnią bezczynnością?
Dagme
piątek, 23 października 2009
My i filistrzy
Zrzućmy skorupę
Pozwólmy wznieść się duszy
by zachłysnęła się świeżym powietrzem
nieskażonej myśli
Nie obarczajmy jej na nowo tym co fizyczne
niech piękno i brzydota przestaną określać cielesność
To my- przezroczyści, efimeryczni
Balast tkankowy
pozostał przed lusterm
Teraz zwierciadłem jest górski strumień
Pożywieniem słowo
Napojem sztuka
Jesteśmy wolni
pokonaliśmy dwunożną istotę
i narodziliśmy się na nowo bez skazy
by móc żyć i umierać będąc sobą
aż sobą
bez markowego świata
pieniędzy
materializmu
...
Jeszcze jeden oddech i...
... palec na pilocie
Idea osiadła
na miękkim fotelu
-materialnym bycie-
po brodzie spływa sos
....
-materialny świat-
Ipse
wtorek, 20 października 2009
Pokażesz
Niech usta nasze splamione krwią
powiedzą dosyć
niech oczy nasze widzące ciemność
ujrzą światło
Niech serca nasze przebite cierniem
utulą się do snu
I ty i ja będziemy dzisiaj nocą
szukać światła
otworzymy swoje wnętrza na oścież
ja - swoje
ty - swoje
ja - wejdę w twą duszę
i okryję ją płaszczem swych marzeń
ty - wstąpisz w moją
i pokażesz prawdziwą wartość
Pokażesz mi wartość człowieka.
EiA
piątek, 16 października 2009
Bohater romantyczny rodem z… supermarketu
Czasu się nie cofnie… No tak, to dość oczywiste, ale czy do końca? Niekoniecznie. Wielu z nas myśli: ach, kiedyś to było! Byli prawdziwi mężczyźni, rycerze, damy i ta mityczna romantyczna miłość, a wraz z nią, naturalnie, romantyczny bohater. Ale czy owe postaci rzeczywiście wyginęły? Czy nikt już z nas nie kocha gorącym sercem, a nocami nie mogąc spać, pisze miłosne listy do swojej Charlotty (bądź Romea, nie żebym narzucała komuś wybór płci, którą ma kochać…)? Przecież wielu z nas cechuje się tą nieprzejednaną niemożnością porozumienia się z innymi. Choć zdarza się też tak, iż tą resztą, innymi po prostu gardzi, co w dzisiejszych czasach może się wydać niezbyt religijne i etyczne, ale przecież wielu z nas czuje swą własną nieprzeciętność, wyjątkowość, która tkwi w jednostce i to wcale nie głęboko ukryta… Ach, co za zuchwałość! Ale chyba lepsze to niż ta pospolita i fałszywa skromność!
Zatem – czy w dzisiejszych czasach możliwe jest istnienie prawdziwego bohatera romantycznego? Ależ, oczywiście. Jednostka wybitna, która ze względu na swój geniusz skazana jest na samotność; wyalienowana ze społeczeństwa i przez społeczeństwo. Bo w końcu charakteryzuje ją niemożność porozumienia się z innymi… Nie, nie dlatego że nimi wszystkimi gardzi, nie zawsze tak jest. Bardzo często na swojej drodze spotyka dusze pokrewne ( chyba pokrętne?). To wspaniałe, że ktoś czuje, odczuwa ten świat tak, jak my… Ale ta pokrewna dusza jest podobna do nas… Koegzystencja niekiedy staje się niemożliwa, co wymaga bardzo wiele wysiłku, mimo że drogi owych duszyczek skrzyżowały się, ale chyba niestety czas będzie się rozstać. Powód? Jest on bardzo prosty, to tylko postaci romantyczne są nieco za trudne… Jednak to wszystko nie oznacza, że bohater romantyczny współcześnie jest kompletnie skazany na samotność, przecież jeśli choć trochę się wysili, jego życie z innymi takimi, jak on, może być usłane różami…
Nie ma róży bez kolców, oczywiście. Dlatego czasami zdarzą się jakieś nieporozumienia, być może wynikające z niegodności charakterów. Oczywiście niekiedy i jedna ze stron ma dość intensywnego Weltschmerzu, który cały czas odczuwa ta nieszczęśliwsza jednostka, wówczas należy mówić o owych kolcach. Oczywiście, możliwe jest ominięcie tych wszystkich problemów – bohater romantyczny mógłby się przecież zaprzyjaźnić z kimś mniej wybitnym, jednak cóż to wtedy byłaby za znajomość?
Bohater romantyczny kocha. Kocha niezwykle silnie. To uczucie niemalże odzwierciedla jego osobowość. Ta miłość jest niezwykle burzliwa, szybka i bardzo często nieszczęśliwa. Jest zaprzeczeniem miłości sentymentalnej, łagodnej, spokojnej. Czy bohater romantyczny skazany jest na miłosną mękę? Bardzo często zdarza się, iż on kocha z wzajemnością, udaje ułożyć mu się związek z prawdziwego zdarzenia, ale jak ktoś kiedyś napisał, jest coś, co stoi na drodze jego szczęściu – jego nieznośna lekkość bytu. To jest miłość romantyczna, a nie szczęśliwa. Nawet jeśli czuje się wspaniale z tą drugą osobą, z którą przecież tworzy niezwykle zgodną całość, to i tak musi ją porzucić i iść dalej… Czyżby w swoją otchłań nicości? Nie wiem. Na drodze tej sielanki, arkadii staje on sam. Zbyt duża dawka szczęścia powoduje jego nieszczęście. Wydawać by się mogło to absurdalne, och nie, w żadnym wypadku. To w końcu jest zgodne z romantyczną koncepcją miłości. Jeśli już owa postać romantyczna wybierze sobie kochanka, z którym może być, ponieważ osoba ta odwzajemnia jego uczucie, nie ma między nimi zbytnich różnic klasowych, to przecież to wszystko jest tak piękne, aż niemożliwe. Bohatera romantycznego zwyczajnie musi coś trapić, nie dawać mu żyć, a jeśli już kwestia miłości zostaje rozwiązana, wówczas nie ma on powodów do zmartwień i… lekkość byt staje się nieznośna.
Współczesnego bohatera możemy spotkać w parku, w klubie, a nawet w supermarkecie. Cechy charakterystyczne? Nie martwcie się, wymieniać ich chyba nie muszę, bo mimo że nie zawsze ubrany on będzie w jaskrawe barwy, to i tak wyróżnia się z tłumu. Możemy dostrzec go w dziale z literaturą. Oczywiście będzie szukał jakieś destrukcyjnej lektury, która jednocześnie sprawi mu przyjemność. Będzie ją później czytał w domu, roniąc łzy współczucia głównym bohaterom. Możemy dostrzec go także w dziale spożywczym, gdy miota się, próbując dokonać właściwego wyboru – nie, kluczowe pytanie w tej dziedzinie nie będzie brzmiało być czy nie być, ale może być znacznie bardziej banalne i prozaiczne – starczy mi na pomidory czy rzodkiewkę? Zatem co będzie go wyróżniać, skoro można spotkać go wszędzie? Zagubienie, bo przecież może zabłądzić nie tylko w życiu, ale i między półkami sklepowymi; ekspresja – gdy znajdzie ulubioną książkę, na pewno się zachwyci, wydając z siebie głośny okrzyk radości; szaleńczy wzrok, gdy będzie szukał ulubionych kajzerek na śniadanie. Mogłabym wyliczać długo, ale uwierzcie mi!, nie ma to sensu, bo bohater romantyczny, nawet ten współczesny – w dżinsach i tenisówkach na pewno zostanie przez nas zauważony. Może będzie to Twoja pokrewna dusza? Dlatego rozejrzyj się bardzo uważnie! Może jest ktoś jeszcze taki jak Ty, jak Wy…
EiA
środa, 14 października 2009
Cudowny wynalazek judaizmu
Kolejne lata, cztery pory roku, dwanaście miesięcy, siedem dni w tygodniu, poranek, południe wieczór, noc.
Wciąż i wciąż, aż do szaleństwa, czas ucieka.
Lecz czymże jest czas? Mówią, że jest linią, płynie nieprzerwanie. A dla mnie czas jest niezliczoną ilością wielkich kół. Każdy kolejny rok jest powtórką poprzedniego, z naniesionymi poprawkami.
Lata, te wszystkie nasze lata, czyż w swej inności nie są do siebie tak podobne?
Pory roku, swą niezłomną zmiennością, czy nie wpędzają nas w klatkę powtórzeń?
Wiosną naszym życiem włada gorączka, to szalone rozbudzenie zmysłów. Drzewa gwałtownie wybuchają zielenią liści, a kwiaty poją nas aromatem w jasnym mroku majowych
nocy – kolejny raz.
Lato, czerwcem pełnym szaleństwa i pustym ciemnością, lipcowym upalnym lenistwem i sierpniową melancholią, co roku nas zachwyca.
Później przychodzą deszcze, chłód i mrok. Rzeczywistość przypomina – wszystko musi minąć. Jak w każdą jesień złote liście wygrzewają się w ostatnich ciepłych promieniach słońca.
Następnie zima drzemiąca spokojnie pod pokrywą śniegu, śniąca o kolejnym odrodzeniu i kolejnej wiośnie.
Od zarania dziejów cztery pory roku – strażniczki cyklu życia – regulują świat.
Niemożnością jest pokonać potęgę ich powtarzalności.
Są też miesiące posłuszne porom roku, tygodnie czekające na sobotę i niedzielę oraz poranki poprzedzające zmierzchy.
Wszystkie te kręgi i koła to właśnie jest cykliczność czasu, pierwotna wizja człowieka. To pierwotna człowiecza myśl, przemożne odczucie. Tak właśnie starożytne ludy widziały czas, tak właśnie ja go widzę.
Zastanów się, czy ta wizja nie jest tragiczna? Przecież ona oznacza wieczny powrót do tego samego. Wieczne upadki i powstania, niekończące się góry i doliny nastrojów, cotygodniowe tęsknoty niedzielnych wieczorów.
To wszystko doprowadza mnie do szaleństwa, a Ciebie?
Kiedyś, mam nadzieję, kiedyś się od tego uwolnię. Przerwę krąg i podążę naprzód, wpasuję się w ideę naszej mylnej współczesności. Zabiorę Cię ze sobą, jeśli chcesz.
Tak bardzo pragnę poczuć linearność naszego czasu, ten cudowny wynalazek judaizmu! Chcę wiedzieć, że płynie on niezmiennie, prosto, ku przyszłym celom; że jest niezapętloną linią.
Oczyścić umysł z wspomnień, które stają się przebłyskami przyszłości.
Dać się porwać nurtowi czasu.
Pantha rei – tak, niech płynie!
Dagme
poniedziałek, 12 października 2009
O Czarna Lilijo!
O Ciebie się wielcy tej ziemi biją,
Rzucają w przepaść całe swe narody -
W głębi trzymając prawdziwe powody.
Jednak dla Ciebie zabijając, żyją!
To kocioł wielki: myśli, słowa, czyny
W taniec szaleńczy z werwą się wprawiają,
Myśl niezbywalną z siebie wyrzucają:
Ty jedyna, ja jedyny?
Patrzę na siebie, patrzę na Ciebie -
Myślę: czy życie jednak nic nie warte?
Plany, marzenia wciąż idą w zaparte...
Chciałbym obudzić się w niebie -
Nieraz marzę, że już jestem.
Wrażenie naprawdę częste...
Gdy szedłem kiedyś łąką przeznaczenia,
Uwagę przyciągnął pewien lichy kwiatek -
Stanąłem, patrzę: niemały gagatek!
I tak zostałem, jakby od niechcenia.
Przychodzą burze, ja głupi - zostałem.
Grzmiało, czekałem - gdy wszystko ustało
Lilijkę z grządki wiatrzysko wyrwało?
Moja to wina! Mało się starałem...
Zniknęła z życia, kobieta, puch marny
Idę ułożyć sobie stos ofiarny.
Ogień wewnętrzny będzie na nim płonął!
Że nie zewnętrzny? Ja z wielką przykrością
Budzę się i wiem, że Śmierć jest miłością!
To jak nienawiść, a kto nią nie zionął?
Czas który mija, rany ma zaleczyć.
Gorzeją? Płoną? - Lód tu rozwiązaniem.
Gdy ogień zgaśnie, już wszystko ustanie -
Prócz przestrogi, by znów się nie skaleczyć.
Brak godnych czucia walorów?
Czarne życie, biała śmierć -
Oto ma najskrytsza chęć.
Dwojga przeciwnych kolorów...
Gdy Czarna Lilija zwiędnie,
Chęci do walki się skończą.
Ja będę tym, co przybiegnie
Na pogrzeb z białą opończą.
Wołam! Wyję o wolność życia ducha!
Śmierci! Czy Ty mnie nie słuchasz?
Reaktor
Rzucają w przepaść całe swe narody -
W głębi trzymając prawdziwe powody.
Jednak dla Ciebie zabijając, żyją!
To kocioł wielki: myśli, słowa, czyny
W taniec szaleńczy z werwą się wprawiają,
Myśl niezbywalną z siebie wyrzucają:
Ty jedyna, ja jedyny?
Patrzę na siebie, patrzę na Ciebie -
Myślę: czy życie jednak nic nie warte?
Plany, marzenia wciąż idą w zaparte...
Chciałbym obudzić się w niebie -
Nieraz marzę, że już jestem.
Wrażenie naprawdę częste...
Gdy szedłem kiedyś łąką przeznaczenia,
Uwagę przyciągnął pewien lichy kwiatek -
Stanąłem, patrzę: niemały gagatek!
I tak zostałem, jakby od niechcenia.
Przychodzą burze, ja głupi - zostałem.
Grzmiało, czekałem - gdy wszystko ustało
Lilijkę z grządki wiatrzysko wyrwało?
Moja to wina! Mało się starałem...
Zniknęła z życia, kobieta, puch marny
Idę ułożyć sobie stos ofiarny.
Ogień wewnętrzny będzie na nim płonął!
Że nie zewnętrzny? Ja z wielką przykrością
Budzę się i wiem, że Śmierć jest miłością!
To jak nienawiść, a kto nią nie zionął?
Czas który mija, rany ma zaleczyć.
Gorzeją? Płoną? - Lód tu rozwiązaniem.
Gdy ogień zgaśnie, już wszystko ustanie -
Prócz przestrogi, by znów się nie skaleczyć.
Brak godnych czucia walorów?
Czarne życie, biała śmierć -
Oto ma najskrytsza chęć.
Dwojga przeciwnych kolorów...
Gdy Czarna Lilija zwiędnie,
Chęci do walki się skończą.
Ja będę tym, co przybiegnie
Na pogrzeb z białą opończą.
Wołam! Wyję o wolność życia ducha!
Śmierci! Czy Ty mnie nie słuchasz?
Reaktor
sobota, 10 października 2009
Powrót Marii K.
Widzę w ciemności twoją twarz
sylwetka wyprostowana
usta rozchylone
zmartwiona zadumana
Płaczesz bo zwiędły twe róże
nic nie mówisz
tylko jęki przeróżne
bez przymuszenia
wydawać z siebie umiesz
zniknęło tej miłości wzgórze
w nocy szlochania nie słychać
jednostkowe cierpienie
po prostu nie przeraża
Zostawił cię i pobiegł
Nie był twym kochankiem
porzucił nigdy nie uległ
krzyknął pocałunkiem
na pożegnanie
i czar prysł -
zostało wołanie.
Nie byłaś jego opoką
Byłaś towarzyszką -
Rzekomą
Do rozmów, śpiewu
spacerów i flirtu
Zabawiał godzinami
Uspakajał modlitwami.
Nikt nie będzie cię szukał
z bucikiem balowym
naprawdę nigdy nie czekał
za dużo dziś księżniczek
za mało czarownic
Geniusz został spalony
Zostały tylko prochy
twej próżności.
Fin de siecle
w kieliszkach
i trupy miłości.
EiA
sylwetka wyprostowana
usta rozchylone
zmartwiona zadumana
Płaczesz bo zwiędły twe róże
nic nie mówisz
tylko jęki przeróżne
bez przymuszenia
wydawać z siebie umiesz
zniknęło tej miłości wzgórze
w nocy szlochania nie słychać
jednostkowe cierpienie
po prostu nie przeraża
Zostawił cię i pobiegł
Nie był twym kochankiem
porzucił nigdy nie uległ
krzyknął pocałunkiem
na pożegnanie
i czar prysł -
zostało wołanie.
Nie byłaś jego opoką
Byłaś towarzyszką -
Rzekomą
Do rozmów, śpiewu
spacerów i flirtu
Zabawiał godzinami
Uspakajał modlitwami.
Nikt nie będzie cię szukał
z bucikiem balowym
naprawdę nigdy nie czekał
za dużo dziś księżniczek
za mało czarownic
Geniusz został spalony
Zostały tylko prochy
twej próżności.
Fin de siecle
w kieliszkach
i trupy miłości.
EiA
czwartek, 8 października 2009
Pieśń Straconego Zwycięstwa
Umiłowanie samotności kruszy
Nawet najbardziej kuszące butelki
Nie utoniesz już w głębinach swej duszy
Nie spróbujesz już choć jednej kropelki
Już oszukany, rzucony w przepaść snów
Podnosisz szablę, w samotny idziesz bój
- Czy dojrzę swój kres? Nie padnę u celu?
Przecież przede mną próbowało wielu…
To nowa walka, o nowy dzień
Nie wracaj w przeszłość – nie stało się
To inny wstyd, to inny płacz
Nie poddaj się, lecz dalej walcz!
Drżyj przed pokusą, nie wracaj w drogi tył
Wiatr dmie w chorągiew, więc trzymaj ją co sił!
Klejnoty w błocie – przejść musimy po nich
By pod koniec dać świadectwo Twej woli
Królestwo jest ideą czystą…
Przeciwko samotności wyższe towarzystwo!
Co z tego, że ciało boli:
Umierać, ale powoli!
Krzyż, ogień i miecz – póki trąbka żyje
Huk, trupy i krew – żaden duch nie wyje
Marsz po należne – bierzemy, co nasze
Wreszcie wróciły uśmiechy na twarze…
Korona się kulom nie kłania…
Właśnie podnoszę szablę, ciało swe odsłaniam
To przecież nie dusza boli:
Umierać, ale powoli!
Wędrówki koniec – gdzież są żywi ludzie?
Wznieś oczy w górę, gdy marzysz o cudzie
Uczyń Jego znak, gdy ci sił ubywa
Słyszysz? To On – Przedwieczny przybywa
On wciąż jest Bogiem, nigdy nie odejdzie
Nie zginie więcej, lecz na nowo zejdzie
Pokaże się nam, dźwigając krzyż i miecz
Obudzi się w nas, wskazując drogi kres
Wygrana walka, wstał nowy dzień
Przed tobą przyszłość – to stanie się
Gdzie indziej wstyd, gdzie indziej płacz
Na upadłych aniołów patrz!
Za stracone sny, za przyziemny byt,
Zapomniane czasy – odpłacimy MY.
Zapłacicie WY…
Reaktor
Nawet najbardziej kuszące butelki
Nie utoniesz już w głębinach swej duszy
Nie spróbujesz już choć jednej kropelki
Już oszukany, rzucony w przepaść snów
Podnosisz szablę, w samotny idziesz bój
- Czy dojrzę swój kres? Nie padnę u celu?
Przecież przede mną próbowało wielu…
To nowa walka, o nowy dzień
Nie wracaj w przeszłość – nie stało się
To inny wstyd, to inny płacz
Nie poddaj się, lecz dalej walcz!
Drżyj przed pokusą, nie wracaj w drogi tył
Wiatr dmie w chorągiew, więc trzymaj ją co sił!
Klejnoty w błocie – przejść musimy po nich
By pod koniec dać świadectwo Twej woli
Królestwo jest ideą czystą…
Przeciwko samotności wyższe towarzystwo!
Co z tego, że ciało boli:
Umierać, ale powoli!
Krzyż, ogień i miecz – póki trąbka żyje
Huk, trupy i krew – żaden duch nie wyje
Marsz po należne – bierzemy, co nasze
Wreszcie wróciły uśmiechy na twarze…
Korona się kulom nie kłania…
Właśnie podnoszę szablę, ciało swe odsłaniam
To przecież nie dusza boli:
Umierać, ale powoli!
Wędrówki koniec – gdzież są żywi ludzie?
Wznieś oczy w górę, gdy marzysz o cudzie
Uczyń Jego znak, gdy ci sił ubywa
Słyszysz? To On – Przedwieczny przybywa
On wciąż jest Bogiem, nigdy nie odejdzie
Nie zginie więcej, lecz na nowo zejdzie
Pokaże się nam, dźwigając krzyż i miecz
Obudzi się w nas, wskazując drogi kres
Wygrana walka, wstał nowy dzień
Przed tobą przyszłość – to stanie się
Gdzie indziej wstyd, gdzie indziej płacz
Na upadłych aniołów patrz!
Za stracone sny, za przyziemny byt,
Zapomniane czasy – odpłacimy MY.
Zapłacicie WY…
Reaktor
wtorek, 6 października 2009
Ulotni
Bo gdyby dotknąć Księżyca blasku
Czy pozostałby na nim odcisk naszej wątłej dłoni?
A gdyby pchnąć Słońce mieczem głęboko
Czy krwawić poczęłoby energią jaśnistą?
Co jeśli zranić by Ziemię
Czy skały pękać będą w agonii?
Jak żyć możemy w tym wielkim wszechświecie
Tak niezdolni do najmniejszej jego zmiany?...
Nuwisam
Czy pozostałby na nim odcisk naszej wątłej dłoni?
A gdyby pchnąć Słońce mieczem głęboko
Czy krwawić poczęłoby energią jaśnistą?
Co jeśli zranić by Ziemię
Czy skały pękać będą w agonii?
Jak żyć możemy w tym wielkim wszechświecie
Tak niezdolni do najmniejszej jego zmiany?...
Nuwisam
niedziela, 4 października 2009
Niespełnieni - szkic
I
Niektórzy rodzą się skażeni niespełnieniem. Obdarowani skazą niespełnienia. Spędzają oni życie na poszukiwaniach. I nigdy nie znajdują.
II
Są ludzie – jest to znacząca większość – którzy mają przed sobą klarowną wizję przyszłości. Choć nie wiedzą ze stu procentową pewnością, co ich czeka, tworzą w swym umyśle obraz wymarzonego życia, do którego konsekwentnie dążą.
Dla innych każda następna sekunda jest wielką tajemnicą. Ich życie staje się chwilą nieświadomości między momentami. Moment poprzedzający wypełniony jest horror vacui, lękiem, iż następny moment będzie pusty i nic nie przyniesie. I znów nic nie zmieni.
Ludzie ci „prześlizgują” się pomiędzy skrawkami czasu, starają się dopasować do pustych przestrzeni między mijającymi chwilami. I nigdy nie pasują.
III
Czy charakteryzują się niespełnieni? Dlaczego to właśnie oni gnają naprzód, przepełnieni jakimś dziwnym, wiecznym niepokojem, gwałtowną zachłannością?
Kwestią sporną jest, czy rodzą się oni z tym piętnem; czy niespełnienie znajdujące odbicie w ich oczach, samo prowokuje ten los; czy też może to inni ludzie i relacje z nimi tak kształtują życie tych jednostek. Czy problem leży w nich, tkwi głęboko w środku, czy winny jest świat?
IV
Wieczna niezależność niespełnionych i ich lęk przed klatką schematów i rutyny zapędza ich w inną klatkę – klatkę wolności. Pragnienie nieskrępowania staje się niewolą, tym samym powtarzają oni odwieczny błąd całej ludzkości.
Niespełnieni zawsze dążyć będą naprzód, spragnieni coraz mocniejszych wrażeń, z coraz bardziej pustymi sercami. Poprzez zrywanie wszelkich więzów łączących ich z rzeczywistością, brnąć będą w świat swoich wyobrażeń o szczęściu, świat nie przynoszący prawdziwej satysfakcji. W czasie tej podróży ogarniać ich będzie lęk przed codziennością, strach przed zwyczajnością, ze którą w głębi duszy całe życie tęsknią. Samotność będzie się pogłębiać, nasilając uczucie izolacji, prowadzące do jeszcze większej samotności. Dążenie do spełnienia stanie się zamkniętym kołem pogłębiającego się niespełnienia.
V
Lecz niespełnieni, dumni indywidualiści, ludzie uważający się za tych, którzy czują naprawdę, nigdy nie przyznają się do wahania, czy ich droga jest tą właściwą. Choć często towarzyszyć im będzie zwątpienie w samotną podróż ku spełnieniu, nigdy nie dadzą po sobie znać, że zastanawiają się, czy ich wybór był trafny.
Choć może decyzja była podjęta już z góry? A może piętno zostało nadane przy narodzeniu?
Dagme
Niektórzy rodzą się skażeni niespełnieniem. Obdarowani skazą niespełnienia. Spędzają oni życie na poszukiwaniach. I nigdy nie znajdują.
II
Są ludzie – jest to znacząca większość – którzy mają przed sobą klarowną wizję przyszłości. Choć nie wiedzą ze stu procentową pewnością, co ich czeka, tworzą w swym umyśle obraz wymarzonego życia, do którego konsekwentnie dążą.
Dla innych każda następna sekunda jest wielką tajemnicą. Ich życie staje się chwilą nieświadomości między momentami. Moment poprzedzający wypełniony jest horror vacui, lękiem, iż następny moment będzie pusty i nic nie przyniesie. I znów nic nie zmieni.
Ludzie ci „prześlizgują” się pomiędzy skrawkami czasu, starają się dopasować do pustych przestrzeni między mijającymi chwilami. I nigdy nie pasują.
III
Czy charakteryzują się niespełnieni? Dlaczego to właśnie oni gnają naprzód, przepełnieni jakimś dziwnym, wiecznym niepokojem, gwałtowną zachłannością?
Kwestią sporną jest, czy rodzą się oni z tym piętnem; czy niespełnienie znajdujące odbicie w ich oczach, samo prowokuje ten los; czy też może to inni ludzie i relacje z nimi tak kształtują życie tych jednostek. Czy problem leży w nich, tkwi głęboko w środku, czy winny jest świat?
IV
Wieczna niezależność niespełnionych i ich lęk przed klatką schematów i rutyny zapędza ich w inną klatkę – klatkę wolności. Pragnienie nieskrępowania staje się niewolą, tym samym powtarzają oni odwieczny błąd całej ludzkości.
Niespełnieni zawsze dążyć będą naprzód, spragnieni coraz mocniejszych wrażeń, z coraz bardziej pustymi sercami. Poprzez zrywanie wszelkich więzów łączących ich z rzeczywistością, brnąć będą w świat swoich wyobrażeń o szczęściu, świat nie przynoszący prawdziwej satysfakcji. W czasie tej podróży ogarniać ich będzie lęk przed codziennością, strach przed zwyczajnością, ze którą w głębi duszy całe życie tęsknią. Samotność będzie się pogłębiać, nasilając uczucie izolacji, prowadzące do jeszcze większej samotności. Dążenie do spełnienia stanie się zamkniętym kołem pogłębiającego się niespełnienia.
V
Lecz niespełnieni, dumni indywidualiści, ludzie uważający się za tych, którzy czują naprawdę, nigdy nie przyznają się do wahania, czy ich droga jest tą właściwą. Choć często towarzyszyć im będzie zwątpienie w samotną podróż ku spełnieniu, nigdy nie dadzą po sobie znać, że zastanawiają się, czy ich wybór był trafny.
Choć może decyzja była podjęta już z góry? A może piętno zostało nadane przy narodzeniu?
Dagme
piątek, 2 października 2009
******
Do Sodomy biegnijmy, do Sodomy!
Bez przekładów ewangelii, bez krzyku i hostii.
Będziemy żyć jak ci najgorsi
Pośród czarnych łąk i chorych krów.
Będziemy wreszcie sobą
Całym sercem, duszą i ciałem!
Niech oddychają nasze instynkty
Dawno już zapomniane.
Bez zbawienia, prawa i śmierci.
Będziemy chłonąć siebie wzajemnie.
Wiecznie.
EiA
Subskrybuj:
Posty (Atom)