środa, 14 października 2009

Cudowny wynalazek judaizmu


Kolejne lata, cztery pory roku, dwanaście miesięcy, siedem dni w tygodniu, poranek, południe wieczór, noc.
Wciąż i wciąż, aż do szaleństwa, czas ucieka.
Lecz czymże jest czas? Mówią, że jest linią, płynie nieprzerwanie. A dla mnie czas jest niezliczoną ilością wielkich kół. Każdy kolejny rok jest powtórką poprzedniego, z naniesionymi poprawkami.
Lata, te wszystkie nasze lata, czyż w swej inności nie są do siebie tak podobne?
Pory roku, swą niezłomną zmiennością, czy nie wpędzają nas w klatkę powtórzeń?
Wiosną naszym życiem włada gorączka, to szalone rozbudzenie zmysłów. Drzewa gwałtownie wybuchają zielenią liści, a kwiaty poją nas aromatem w jasnym mroku majowych
nocy – kolejny raz.
Lato, czerwcem pełnym szaleństwa i pustym ciemnością, lipcowym upalnym lenistwem i sierpniową melancholią, co roku nas zachwyca.
Później przychodzą deszcze, chłód i mrok. Rzeczywistość przypomina – wszystko musi minąć. Jak w każdą jesień złote liście wygrzewają się w ostatnich ciepłych promieniach słońca.
Następnie zima drzemiąca spokojnie pod pokrywą śniegu, śniąca o kolejnym odrodzeniu i kolejnej wiośnie.
Od zarania dziejów cztery pory roku – strażniczki cyklu życia – regulują świat.
Niemożnością jest pokonać potęgę ich powtarzalności.
Są też miesiące posłuszne porom roku, tygodnie czekające na sobotę i niedzielę oraz poranki poprzedzające zmierzchy.
Wszystkie te kręgi i koła to właśnie jest cykliczność czasu, pierwotna wizja człowieka. To pierwotna człowiecza myśl, przemożne odczucie. Tak właśnie starożytne ludy widziały czas, tak właśnie ja go widzę.
Zastanów się, czy ta wizja nie jest tragiczna? Przecież ona oznacza wieczny powrót do tego samego. Wieczne upadki i powstania, niekończące się góry i doliny nastrojów, cotygodniowe tęsknoty niedzielnych wieczorów.
To wszystko doprowadza mnie do szaleństwa, a Ciebie?
Kiedyś, mam nadzieję, kiedyś się od tego uwolnię. Przerwę krąg i podążę naprzód, wpasuję się w ideę naszej mylnej współczesności. Zabiorę Cię ze sobą, jeśli chcesz.
Tak bardzo pragnę poczuć linearność naszego czasu, ten cudowny wynalazek judaizmu! Chcę wiedzieć, że płynie on niezmiennie, prosto, ku przyszłym celom; że jest niezapętloną linią.
Oczyścić umysł z wspomnień, które stają się przebłyskami przyszłości.
Dać się porwać nurtowi czasu.
Pantha rei – tak, niech płynie!

Dagme

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz