Wy,
Kochankowie iluzorycznego sztormu,
Dryfujący na morzu uczuć z kuglarzem u steru,
Rozgrzani efemerycznym ciepłem czerwonego wina,
Upojeni cielesnością w romantycznej porze gwiazd,
Bezsensownym splotem dźwięków wypełniacie ciszę dnia.
Wam,
Marionetkom rzeźnika z jarmarcznego teatrzyku,
Pochłoniętym doczesnością, przepływającą między zwinnymi palcami,
Zakutym w kajdanach świata, który głuchy jest na wasze skargi,
Za fascynację ciałem d u s z ą przyszło wam zapłacić.
Głupcy,
Hermetycznie zamknięci
We własnym hedonizmie -
Nie znacie miłości.
Sukkub
poniedziałek, 6 grudnia 2010
niedziela, 14 listopada 2010
Wyjątkowo ciężkie powietrze
Jest mi tu duszno. Zabierz mnie stąd.
Nawet pochowaj w krzakach na Ruskiej.
Ja już czekać nie muszę.
Martwych przeznaczenie nie spotyka.
I tak znajdzie mnie ten czarny dreszcz.
Będzie się wspinał po moich plecach
wprost do mojej chorej głowy.
Twoja ręka w ciemności przypomina węża.
Im bliżej ciebie, tym dalej od mego Boga.
Sacrum i profanum zmieniły znaczenia.
Jesteśmy chorzy od poczęcia.
Znaczy to tyle, że świat stworzył Wariat.
Podkładasz mi zawsze kłody pod nogi,
by natychmiast pomóc wstać.
Widzę siebie w twych objęciach,
by uświadomić sobie teraz,
że jesteś moją iluzją.
EiA
Memento Vivere
Niejednokrotnie poglądy filozoficzne Nietzschego jawią się nam jako wynurzenia człowieka, który pogardzał wszystkim i wszystkimi, fantasty snującego wizje, które niemożliwe są do spełnienia – bardzo mało prawdopodobne jest bowiem to, że kiedykolwiek pojawi się na świecie Übermensch, Nadczłowiek, który totalnie przeorganizuje szarą i wyjałowioną (według Nietzschego) rzeczywistość.
Choć jestem studentką piątego roku filozofii, dopiero niedawno w pełni zdałam sobie sprawę, że twórczość tego myśliciela jest równoznaczna z afirmacją życia, energii życiowej, zachętą do ciągłego doskonalenia się.
Nietzsche mawiał, że sensem istnienia jest tworzenie. Dla filozofa była to przede wszystkim kreatywność artystyczna, można jednak to pojęcie rozszerzyć na rozmaite dziedziny życia. Współtworzymy swoje otoczenie, budujemy związki międzyludzkie, wznosimy domy, a wreszcie, kształtujemy samych siebie. Praca nad samym sobą jest niewątpliwie jednym z najcięższych zadań, jakie powierzył nam Los. Nietzsche był gorącym przeciwnikiem stagnacji, ponieważ marazm (jego zdaniem) wtłaczał ludzi w ramy przeciętności.
Niezwykle ważnym aspektem jego filozofii była również gloryfikacja teraźniejszości. Zachętę do cieszenia się chwilą możemy odnaleźć w niemal wszystkich poradnikach psychologicznych. „Jeśli zdobędziesz umiejętność celebrowania teraźniejszości, przeszłość i przyszłość stanie się dla Ciebie bardziej znośna” – grzmią mentorsko (i prawdziwie) terapeuci na całym świecie. Nietzsche pisał, że jeżeli chcemy zatracić się w chwili obecnej, musimy nabrać zdrowego dystansu do przeszłości. Czy nie jest tak w istocie? Ludzie, którzy nieustannie rozdrapują niezabliźnione rany, nie potrafią docenić wartości, jaką niesie życie. Trwają nieruchomo, tak jakby znajdowali się na starej fotografii i nie byli w stanie opuścić bezpiecznych granic Tego, co minione. Nietzsche w mistrzowski sposób parafrazuje łacińską myśl „Memento Mori” na „Memento vivere” – „Pamiętaj o tym, by żyć”. Filozof radzi, by mieć zarówno do historii rozumianej ogólnie, jak i do jej wymiaru osobistego, stosunek krytyczny. Namawia, byśmy uczynili przeszłość naszą służką, by była narzędziem do wyciągania właściwych wniosków z sukcesów i porażek.
Gdy odcedzi się skrajności, którymi operował Nietzsche i przeanalizuje wskazówki, jakie daje czytelnikom, zauważa się, że jego poglądy są tak naprawdę bardzo racjonalne (pisząc to postępuję nieco wbrew woli myśliciela, który był zagorzałym przeciwnikiem wszelkiej racjonalizacji) i niezwykle życiowe. Człowiek jest bowiem w stanie celebrować życie tylko wtedy, gdy się rozwija (w każdym z wymienionych wcześniej aspektów). Stagnacja wpędza zaś w przygnębienie, melancholię i apatię. Nie pozwólmy, by płomień, który drzemie w duszy każdego z nas, wypalił się. Sprawmy, by zamienił się w pożar. Pożar unicestwia, ale i odradza. Przeistoczmy się w Feniksy XXI wieku…
Marta Kaszubowska
poniedziałek, 25 października 2010
Miasto
Lubię miasto, jego ciemne popękane chodniki, jego zmęczenie na wiekowych twarzach szarych budynków. Bezimienność tłumów, przypływających zewsząd; tłumów, które wciąż śpieszą się i dążą. Idę powoli, spokojnie, jestem tylko obserwatorem tego chaosu a nie uczestnikiem wielkiej gonitwy życia. Setki ludzi, tysiące celów.
Celów? Bezsensownych dążeń w miałkiej codzienności; dążeń zabijających piękno chwili. Setki ludzi mają zacięte twarze, zbyt skupieni na sobie, nie doceniają magii ulic, tych efemerycznych przebłysków ich smutnej urody. Ulice te – zlekceważone i obrażone, jak panny, których wdzięki zostały niezauważone – błyskają zalotnie oczami zakurzonych okien. Czy jest coś bardziej tragicznego od zignorowanego piękna? Lecz czasem ktoś - może to będziesz Ty, może to będę ja – rozkoszuje się secesyjnym eklektyzmem facjat wysokich kamienic, ulotnym urokiem kapryśnych gzymsów. Cudowne uczucie! W tej dżungli traktów, w gęstwinie murów – nikt nas nie zna! Przemierzam betonowe płyty, jedna za drugą; tu, wśród ludzi, rozumiem, czym jest samotność.
Samotność i bezcelowość. Oddycham szybko miejskim powietrzem, które czyni wolnym. Powietrzem zanieczyszczonym mnogością moich myśli. A może... może celem jest chwila? Godziny; dzień pośród brzydkich tramwajów, zwanych pożądaniem – pożądaniem szybkiego dotarcia do kresu wszystkiego? Carpe diem? Chwyć ze mną każdy dzień, nie myśl o przyszłości. Żyj, zamiast myśleć o życiu!
Spaceruję alejami, bawiąc się w myślach moim nowych natchnieniem, moją beztęsknotą przyszłości. Gram w wyobraźni chwilą beztroski, zanim minie, przegrana w świecie dążenia.
Dagme
Celów? Bezsensownych dążeń w miałkiej codzienności; dążeń zabijających piękno chwili. Setki ludzi mają zacięte twarze, zbyt skupieni na sobie, nie doceniają magii ulic, tych efemerycznych przebłysków ich smutnej urody. Ulice te – zlekceważone i obrażone, jak panny, których wdzięki zostały niezauważone – błyskają zalotnie oczami zakurzonych okien. Czy jest coś bardziej tragicznego od zignorowanego piękna? Lecz czasem ktoś - może to będziesz Ty, może to będę ja – rozkoszuje się secesyjnym eklektyzmem facjat wysokich kamienic, ulotnym urokiem kapryśnych gzymsów. Cudowne uczucie! W tej dżungli traktów, w gęstwinie murów – nikt nas nie zna! Przemierzam betonowe płyty, jedna za drugą; tu, wśród ludzi, rozumiem, czym jest samotność.
Samotność i bezcelowość. Oddycham szybko miejskim powietrzem, które czyni wolnym. Powietrzem zanieczyszczonym mnogością moich myśli. A może... może celem jest chwila? Godziny; dzień pośród brzydkich tramwajów, zwanych pożądaniem – pożądaniem szybkiego dotarcia do kresu wszystkiego? Carpe diem? Chwyć ze mną każdy dzień, nie myśl o przyszłości. Żyj, zamiast myśleć o życiu!
Spaceruję alejami, bawiąc się w myślach moim nowych natchnieniem, moją beztęsknotą przyszłości. Gram w wyobraźni chwilą beztroski, zanim minie, przegrana w świecie dążenia.
Dagme
sobota, 23 października 2010
Zapchajdziurowanie
To się chyba nazywa zator. Zbyt wiele przemyśleń i za dużo emocji zgromadziło się w moim małym ciele i zastałym umyśle. Nie mogę nic zrobić. Sama siebie rozpraszam. Siedzę w ciszy przy otwartym oknie, by wdychać chłodne, orzeźwiające powietrze i nic. Skupienie to coś, za co oddałabym dziś nawet… no właśnie trudno stwierdzić, co jest dla mnie ważne.
Czym się leczy taki zator? Jakaś operacja będzie konieczna? I jaka długa jest po niej rekonwalescencja? Stać mnie na to? Fizycznie, psychicznie… Mam wrażenie, że zaraz umrę w wielkim bólu. Coś w rodzaju nagłego wybuchu… Rozprysnę się, a wybuch nastąpi z taką siłą, że gdyby ktoś chciał mnie pozbierać do kupy straciłby wieki na szukanie poszczególnych części… Zresztą… One już są daleko… Wewnątrz mnie, ale wobec siebie tak odległe…
Sprzeczność na sprzeczności. I jeszcze to pytanie: a co czyni kogoś spójnym? Zespół cech, zachowań itd., które pasują do siebie – kto je ustala?! A może to, co ja mam w sobie tworzy unikatową całość… Może to nie sprzeczności, może to taki wariant, jeden z sześciu miliardów, może nie muszę nikogo i niczego przypominać tym, co myślę, tworzę, czuję, jak reaguję.
Jednak, gdy widać jakieś podobieństwa do innych istot, człowiek czuje się bezpieczniej… A bez poczucia bezpieczeństwa niczego nie można zdziałać.
Może muszę się zgodzić na sklonowanie swego ja w kilkunastu egzemplarzach, które grzecznie powskakują do odpowiednich szufladek? To z pewnością mniej bolesne od posiekania się i rozłożenia kawałków siebie w tychże szufladkach.
Kim ja jestem?… Jaka jestem?… I czy nie za stara, by zadawać te pytania? A co, jeśli zadaje się je sobie do końca życia? Albo, co gorsza, po nim? Och, jedyną rzeczą, która może mnie teraz zająć całą sobą i odciągnąć od tych piekących rozważań, jest ciastko wiśniowe z maka.
Sevdi Kemalettin
poniedziałek, 30 sierpnia 2010
Oczy
Lubię Cię z tymi dużymi oczami,
Pełnymi wdzięku tajemnej alchemii.
W nich moc zaklęta, uśpiony dynamit –
Swą mocą zmywa brudy naszej ziemi.
Barwy sferycznie – od bieli do czerni –
Błyszczą z godnością jak perły w koronie;
Milczę w pokorze, Twoim barwom wierny,
Patrzę w Twe oczy, ale łzy nie ronię.
Niczym latarnie wokół zgasłej gwiazdy
Oświetlasz ostro padół skryty w nocy.
Przedstawicielko zaginionej kasty –
Przy Tobie czuję przypływy niemocy!
Rzuć raz spojrzenie Ciebie niegodnemu,
Rzuć swoim blaskiem, Księżniczko zwycięska,
Bym uszczęśliwić mógł się po swojemu
I westchnąć w ciszy: po trzykroć nieziemska...
Reaktor
sobota, 10 lipca 2010
Leśna Wędrówka
Zanurzyłem się w zieleni bez miary
By szukać w lesie resztek żywej wiary
Tempa ucieczce dodawały liście
Drzewa jak góry do słońca strzelały
Ściany dzikości - las wielki, ja mały
Swoją ucieczkę pamiętam dość mgliście
To był ostatni powrót do domu,
Nie powiem o nim więcej nikomu!
Reaktor
By szukać w lesie resztek żywej wiary
Tempa ucieczce dodawały liście
Drzewa jak góry do słońca strzelały
Ściany dzikości - las wielki, ja mały
Swoją ucieczkę pamiętam dość mgliście
To był ostatni powrót do domu,
Nie powiem o nim więcej nikomu!
Reaktor
Zmierzch. Psalm Beznadziei
Silna mocą wieków jeszcze trwa Europa,
Choć jej ciało toczy okropna choroba.
Jestem w swoim kraju, jednak obcym duchem -
Marnym i przeżartym nowinek posłuchem;
To one świat zniszczą, w ruiny obrócą
na których poganie pieśń swoją zanucą.
Zastępy szalbierzy udają wszechmocnych:
Zgwałcili nam matkę, by ugościć obcych.
Pamiętamy jeszcze czasy Apokalips
Gdy braciom jednej krwi bić się nakazali.
Bracia ci zmęczeni, ogłupieni wojną
Od kłótni popadli w bezczynność swawolną.
Upadek w zależność - obca dłoń nas karmi -
Miliony bez losu, narody bez armii.
Ulicami kroczą podniecone masy -
Historią zgromione resztki dawnej rasy.
Chwałę doczesności wygłasza pogaństwo:
"Święty, święty, święty - bóg śmiertelny, Państwo!"
W swym pysznym uścisku niszczy obyczaje
A tłum na kolanach cześć Państwu oddaje.
Serca, które biją, toczy rak zgnilizny
Otwierając z dawna zaleczone blizny
I krew nam zatruwa, wdaje zakażenie,
Roznosi po świecie szatańskie nasienie.
W drodze do Miasta ujrzałem popioły:
Zburzone pałace, spalone kościoły -
Gdzie ślad po murze, co rósł wokół Miasta?
A to czas burzenia wyczekany nastał!
Nadeszła pora dymu i płomieni,
Smród, gwałt i zdziczenie po ludziach się pleni.
W tej nocy życia mija dzień kolejny
Od rana po wieczór równo beznadziejny...
To nadmiar zabił minione świetności,
Ciężarami zbytku zdocześnił świętości.
Kropla za kroplą czekamy na koniec
Gdy za karę każdy w potopie utonie.
Co za źródło tyle by mocy wydało
By banda złoczyńców w przerażeniu pierzchła?
Ech, zmrok już zapada - wzrok nam odebrało?
Nie, to tylko nasze słońce w dole zmierzcha.
Reaktor
Choć jej ciało toczy okropna choroba.
Jestem w swoim kraju, jednak obcym duchem -
Marnym i przeżartym nowinek posłuchem;
To one świat zniszczą, w ruiny obrócą
na których poganie pieśń swoją zanucą.
Zastępy szalbierzy udają wszechmocnych:
Zgwałcili nam matkę, by ugościć obcych.
Pamiętamy jeszcze czasy Apokalips
Gdy braciom jednej krwi bić się nakazali.
Bracia ci zmęczeni, ogłupieni wojną
Od kłótni popadli w bezczynność swawolną.
Upadek w zależność - obca dłoń nas karmi -
Miliony bez losu, narody bez armii.
Ulicami kroczą podniecone masy -
Historią zgromione resztki dawnej rasy.
Chwałę doczesności wygłasza pogaństwo:
"Święty, święty, święty - bóg śmiertelny, Państwo!"
W swym pysznym uścisku niszczy obyczaje
A tłum na kolanach cześć Państwu oddaje.
Serca, które biją, toczy rak zgnilizny
Otwierając z dawna zaleczone blizny
I krew nam zatruwa, wdaje zakażenie,
Roznosi po świecie szatańskie nasienie.
W drodze do Miasta ujrzałem popioły:
Zburzone pałace, spalone kościoły -
Gdzie ślad po murze, co rósł wokół Miasta?
A to czas burzenia wyczekany nastał!
Nadeszła pora dymu i płomieni,
Smród, gwałt i zdziczenie po ludziach się pleni.
W tej nocy życia mija dzień kolejny
Od rana po wieczór równo beznadziejny...
To nadmiar zabił minione świetności,
Ciężarami zbytku zdocześnił świętości.
Kropla za kroplą czekamy na koniec
Gdy za karę każdy w potopie utonie.
Co za źródło tyle by mocy wydało
By banda złoczyńców w przerażeniu pierzchła?
Ech, zmrok już zapada - wzrok nam odebrało?
Nie, to tylko nasze słońce w dole zmierzcha.
Reaktor
niedziela, 16 maja 2010
Nocą
Nocą złe myśli, niczym czarne kruki, stukają do mych okien.
I pazurami ostrymi rozszarpują ostatki mojej spokojności.
Gdy dzień się kończy, ciemnoszare chmury kłębią się nad głową,
skraplając w strugi deszczu okrutne wspomnienia.
Po zmierzchu kurz chwil minionych okrywa nowe radości,
a w zmroku bezlitosne myśli moje ruszają na łowy.
Nocą burze przychodzą, błyskając złowrogo;
to niebiańska energia ożywia truchła przeszłości.
Rozsądek, wygrzewający się w blasku słońca, znika,
rozproszony brzmieniem słowika nocnej mowy.
I słuchając pięknego, tęsknego śpiewu tego,
rozbudzam w sobie duchy dawnej wiosny.
Nocą błądzę pośród ścieżek w czerni zanurzonych,
wypatrując na horyzoncie lądu następnego dnia.
Dagme
I pazurami ostrymi rozszarpują ostatki mojej spokojności.
Gdy dzień się kończy, ciemnoszare chmury kłębią się nad głową,
skraplając w strugi deszczu okrutne wspomnienia.
Po zmierzchu kurz chwil minionych okrywa nowe radości,
a w zmroku bezlitosne myśli moje ruszają na łowy.
Nocą burze przychodzą, błyskając złowrogo;
to niebiańska energia ożywia truchła przeszłości.
Rozsądek, wygrzewający się w blasku słońca, znika,
rozproszony brzmieniem słowika nocnej mowy.
I słuchając pięknego, tęsknego śpiewu tego,
rozbudzam w sobie duchy dawnej wiosny.
Nocą błądzę pośród ścieżek w czerni zanurzonych,
wypatrując na horyzoncie lądu następnego dnia.
Dagme
poniedziałek, 3 maja 2010
Grawitacja
Wierzę w ciebie
Niczym w Zbawiciela.
Jak mnich nago
Stoję przed tobą.
I liczę drgania
twojej powieki.
Całując me dłonie
czujesz mój zapach.
Mieszankę kawy,
papierosów, żalu
i ciebie.
Do ciebie.
Przesiąkłam tobą
do szpiku kości.
Poszczę jak mnich
samotnie sypiając
w pustej celi.
Ograniczam mięso
i myślenie.
To najlepsze lekarstwo.
Pijemy moją krew i pot
udając że to najlepsze wino.
Choć w kieliszkach czuć smród
rozkładającej się duszy.
Wysysasz mój oddech.
Niczym odkurzacz zabierasz
resztki mojej doskonałości.
A ja stoję i mówię przez łzy -
To nic…
I przytulam cię
do nagiej piersi.
Nucąc kołysankę
z dzieciństwa chowam cię
przed gnijącym światem
darując ci kilka dni życia.
Przez okno do pokoju
gwałtownie wlatuje wiatr.
Swą siłą rozwiewa
me złudzenia.
Marzenia ulatują niczym
nieudane wiersze.
Porywa mój uśmiech
i westchnienie.
Płacz za ciężki
by go unieść.
Łzy przyciąga grawitacja.
Może i one jutro polecą
do nieba niczym kolejna
skarga do Pana Boga
zamiast wieczornej modlitwy?
Granice ziemskości stykają się
z doskonałością duszy.
Bo wkrótce i serce
z hukiem spadnie na ziemię.
EiA
piątek, 30 kwietnia 2010
Wiosna
Wiosna przyszła w tym roku nagle, zaskakując swoją gwałtownością. Drzewa na powitanie wybuchnęły radością – zielenią młodych liści i niewinną bielą kwiatów. Las, który zazwyczaj śpi do mają, obudził się już w kwietniu, przeciągając się sennie w słońcu.
Zima minęła! Te dni zimowe utożsamiane z schyłkiem i starością, z upadkiem i przegraną; wszystko to odeszło.
Oto vita!
Moja piękna! Przyszła tak niespodziewanie i namieszała drzewom w sercach, aż soki w nich szybciej krążyć poczęły, dając początek świeżym namiętnościom.
Lecz nie tylko drzewom, ludziom także zamąciła w odczuciach, przynosząc znajomy niepokój ducha i błogie lenistwo myśli. Choć może właśnie... spokój duszy i gorączkę umysłu?
I jak młoda myśl przebija się przez utarte schematy, tak każda wiosna jest rewolucją nowej nadziei.
Teraz nawet ta tęsknota, co sprawia, że wszystko kiełkuje i wschodzi; że kwitnie; że dąży – nawet ona stała się niestraszna. Wnet począł być niestraszny cały życiodajny chaos tego świata.
Chłód wieczorny, owiewający mnie wokół. Słońce kieruje się na zachód i niedługo już zniknie za widnokręgiem. Czerwono. Nie chcę, by ta chwila minęła.
Wiosno, proszę – trwaj! Czy twoja uroda wynika z twojej ulotności? Gdy patrzę na ciebie, zachwycasz mnie, lecz jednocześnie budzisz we mnie melancholijny smutek, gdyż wiem, że musisz odejść. Musisz minąć jak każde piękno tego świata. Ale teraz... teraz jesteś, zatem trwaj!
Dagme
Zima minęła! Te dni zimowe utożsamiane z schyłkiem i starością, z upadkiem i przegraną; wszystko to odeszło.
Oto vita!
Moja piękna! Przyszła tak niespodziewanie i namieszała drzewom w sercach, aż soki w nich szybciej krążyć poczęły, dając początek świeżym namiętnościom.
Lecz nie tylko drzewom, ludziom także zamąciła w odczuciach, przynosząc znajomy niepokój ducha i błogie lenistwo myśli. Choć może właśnie... spokój duszy i gorączkę umysłu?
I jak młoda myśl przebija się przez utarte schematy, tak każda wiosna jest rewolucją nowej nadziei.
Teraz nawet ta tęsknota, co sprawia, że wszystko kiełkuje i wschodzi; że kwitnie; że dąży – nawet ona stała się niestraszna. Wnet począł być niestraszny cały życiodajny chaos tego świata.
Chłód wieczorny, owiewający mnie wokół. Słońce kieruje się na zachód i niedługo już zniknie za widnokręgiem. Czerwono. Nie chcę, by ta chwila minęła.
Wiosno, proszę – trwaj! Czy twoja uroda wynika z twojej ulotności? Gdy patrzę na ciebie, zachwycasz mnie, lecz jednocześnie budzisz we mnie melancholijny smutek, gdyż wiem, że musisz odejść. Musisz minąć jak każde piękno tego świata. Ale teraz... teraz jesteś, zatem trwaj!
Dagme
wtorek, 27 kwietnia 2010
Rozdroże
marmoladkowe niebo
kolorowe cukierki
brak norm
to nasz świat
współczesna droga do szczęścia
-chwilowego-
przeminiesz cicho
lub przejdziesz jak huragan
- zostawisz pustkę-
nie w sercach innych
- zapomną szybko-
lecz pustkę ciała i duszy
bez wartości, prawdziwego dobra
i ty zapomnisz swojego imienia
umrzesz już za życia
różnicy nie będzie
kiedy zamkniesz oczy na zawsze
otwierając usta duszy
spragnionej obola
- monety życia-
Ipse
Śpiąca Królewna
Leżysz w bezruchu nie niepokojona,
Nikt Cię nie rusza w Twym kojącym śnie.
W bezruchu piękna, zgrabnie ułożona…
Śpiąca Królewno – po co budzić się?
Tylko się nie budź, czar Twój dla mnie minie,
Powróci gorycz, pusty żal i trwoga.
To, co powinno, niech do końca zginie…
Śpiąca Królewno – nie bądź dla mnie sroga.
Czerń Twojej głowy niech spoczywa w ciszy,
Daj tylko spojrzeć w swój głęboki sen:
Usłyszeć myśli, których nikt nie słyszy…
Śpiąca Królewno – daj opisać się.
Już obudzona, o śnie nie pamięta –
Minęły chwile mojego natchnienia…
Znowu nas wita rzeczywistość kręta –
Śpiąca Królewna powraca w marzenia.
Reaktor
niedziela, 11 kwietnia 2010
poniedziałek, 22 marca 2010
Postmodernizm - epilog
Cudowna wizja, czyż nie?
Jaką cudowną wizję można roztoczyć przed człowiekiem, nęcąc go ucieczką! Czasami wystarczy jedna tabletka, by rozpłynąć się w zapomnieniu – jakie to proste! Czy nie można by pomyśleć, że substancje psychoaktywne są błogosławieństwem ludzkości, podarowanym nam, jako schody ku kolejnym poziomom mistyki, ku poznaniu?
Tak, ta myśl kusi, nawet dziś, gdy wiemy, że zapomnienie bywa drogą do zatracenia.
Ta myśl kusi, wcale nie mniej, niż w czasach, gdy ludzi nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa swoich między wymiarowych podroży.
Dzieci kwiaty myślały, że ich epoka nigdy się nie skończy, a one – niczym Król Jaszczur – będą wiecznie zasiadały na tronie młodości. A jednak – epoka minęła i to gwałtownie, Król Jaszczur umarł, a Żółta Łódź Podwodna się zatopiła.
Czemu ten tęczowy czas minął? Sądzę, że dlatego, iż jego fundamentem były wizje, druga strona lustra i poznawanie granic samego siebie, a nie fascynacja duchowością i miłość do innych.
Rzeczywistości – choć czasami nudnej – powinno się stawić czoła całą swoją przytomną świadomością. Trzeba świadomie kochać, rozwijać się duchowo, zdając sobie sprawę ze stanu teraźniejszości, bez zapachu amanita muscaria w powietrzu. Warto podjąć wysiłek, by każdy dzień przeżyć, będąc sobą i tylko sobą, będąc na tyle silnym, by móc być wrażliwym. Ucieczka to słabość; a słabość sprawia, że przestajemy być wrażliwi, stając się egoistami, myślącymi tylko o swoich lękach.
Dagme
Jaką cudowną wizję można roztoczyć przed człowiekiem, nęcąc go ucieczką! Czasami wystarczy jedna tabletka, by rozpłynąć się w zapomnieniu – jakie to proste! Czy nie można by pomyśleć, że substancje psychoaktywne są błogosławieństwem ludzkości, podarowanym nam, jako schody ku kolejnym poziomom mistyki, ku poznaniu?
Tak, ta myśl kusi, nawet dziś, gdy wiemy, że zapomnienie bywa drogą do zatracenia.
Ta myśl kusi, wcale nie mniej, niż w czasach, gdy ludzi nie zdawali sobie sprawy z niebezpieczeństwa swoich między wymiarowych podroży.
Dzieci kwiaty myślały, że ich epoka nigdy się nie skończy, a one – niczym Król Jaszczur – będą wiecznie zasiadały na tronie młodości. A jednak – epoka minęła i to gwałtownie, Król Jaszczur umarł, a Żółta Łódź Podwodna się zatopiła.
Czemu ten tęczowy czas minął? Sądzę, że dlatego, iż jego fundamentem były wizje, druga strona lustra i poznawanie granic samego siebie, a nie fascynacja duchowością i miłość do innych.
Rzeczywistości – choć czasami nudnej – powinno się stawić czoła całą swoją przytomną świadomością. Trzeba świadomie kochać, rozwijać się duchowo, zdając sobie sprawę ze stanu teraźniejszości, bez zapachu amanita muscaria w powietrzu. Warto podjąć wysiłek, by każdy dzień przeżyć, będąc sobą i tylko sobą, będąc na tyle silnym, by móc być wrażliwym. Ucieczka to słabość; a słabość sprawia, że przestajemy być wrażliwi, stając się egoistami, myślącymi tylko o swoich lękach.
Dagme
niedziela, 7 marca 2010
Rocznica
Dziś mija rok o chwili, gdy zaczęliśmy tworzyć „Forpoczty”; rok, odkąd zaczęliśmy walczyć z mieszczaństwem. I walczyć będziemy wciąż! Coraz bardziej zaciekle; z coraz gorętszym płomieniem idei w sercu. To jest potrzebne – stanowcze „Nie!” dla hipokryzji i znieczulenia, dla zepsutej moralności. Stanowcze „Nie!” dla człowieczeństwa pojmowanego w XXI-wieczny sposób.
Zasady moralne to nie drobnomieszczaństwo! Drobnomieszczaństwo to upadek obyczajów! To sytuacja, w której ludzie wolą usunąć ciążę niż przyznać się do nieślubnego dziecka. Sytuacja,w której wolą zbrodnię niż zniesławienie!
Mieszczaństwo i upadek moralności! Drzazgi, które widzimy w oczach bliźnich; kłody, które widzimy w swoich oczach. Nasza walka nie przejawia się tylko pisaniem, biernym użalaniem się nad światem. My, choć kosztuje to nas wiele trudu, staramy się zmienić siebie, tak samo, jak naszych czytelników.
Być może nigdy nic nie zmienimy, być może nikt nie przejmie się naszą twórczością, nikt nie przeczyta naszych słów. Ale my i tak będziemy walczyć tworząc, będziemy próbowali poruszyć małą cząstkę człowieka w sobie i innych; będziemy dojrzewać wraz z każdym wypowiedzianym przez nas słowem.
Czego i nam i Wam dziś życzę, drodzy przyjaciele.
Dagme
Zasady moralne to nie drobnomieszczaństwo! Drobnomieszczaństwo to upadek obyczajów! To sytuacja, w której ludzie wolą usunąć ciążę niż przyznać się do nieślubnego dziecka. Sytuacja,w której wolą zbrodnię niż zniesławienie!
Mieszczaństwo i upadek moralności! Drzazgi, które widzimy w oczach bliźnich; kłody, które widzimy w swoich oczach. Nasza walka nie przejawia się tylko pisaniem, biernym użalaniem się nad światem. My, choć kosztuje to nas wiele trudu, staramy się zmienić siebie, tak samo, jak naszych czytelników.
Być może nigdy nic nie zmienimy, być może nikt nie przejmie się naszą twórczością, nikt nie przeczyta naszych słów. Ale my i tak będziemy walczyć tworząc, będziemy próbowali poruszyć małą cząstkę człowieka w sobie i innych; będziemy dojrzewać wraz z każdym wypowiedzianym przez nas słowem.
Czego i nam i Wam dziś życzę, drodzy przyjaciele.
Dagme
czwartek, 4 marca 2010
W biegu
znaleźć czas
by świat uśmiechnął się
do Ciebie
by skowronek wyśpiewał wiosnę
tylko Tobie
by promień słońca otulił
właśnie Twoją twarz
by źdźbło trawy ukłoniło się
pod bosą stopą Twej osoby
by wiatr splótł warkocze z kosmyków
Twoich włosów
znaleźć czas
by człowiek wyszedł
do drugiego człowieka
by odnalazł piękno
w sobie przyrodzie i bliźnim
Ipse
by świat uśmiechnął się
do Ciebie
by skowronek wyśpiewał wiosnę
tylko Tobie
by promień słońca otulił
właśnie Twoją twarz
by źdźbło trawy ukłoniło się
pod bosą stopą Twej osoby
by wiatr splótł warkocze z kosmyków
Twoich włosów
znaleźć czas
by człowiek wyszedł
do drugiego człowieka
by odnalazł piękno
w sobie przyrodzie i bliźnim
Ipse
piątek, 19 lutego 2010
Postmodernizm
Picture yourself in a boat on a river,
With tangerine trees and marmalade skies
Somebody calls you, you answer quite slowly,
A girl with kaleidoscope eyes.
John Lennon
Weź cukierka.
Cukierek jest kolorem tęczy. Zielony, czerwony, różowy, pomarańczowy? Pomarańczowy! Trafny wybór, brama do krainy bezmyśli, krainy bezpamięci.
Weź, porzućmy rzeczywistość, szarowistość, chodź. Park Itchykowski, Pieprzoland, wszystko tylko nie tu. Nie tam, gdzie króluje szara, przytłaczająca rzeczywistość. Szarowistość! Patrz, już wyciąga swe bure, klejące się macki pachnące niezrealizowanymi marzeniami, obsesyjnymi myślami i niekończącym się lękiem.
A ja będę mieć kalejdoskopowe oczy, a włosy moje jak miedź w słońcu lśnić będą. Zaśpiewam Ci, jak wtedy, jak jutro, które było i nie wróci, piosenkę w smaku słodką, głosem pełnym złotych aksamitności. Będzie pełno dźwięków zielono-niebieskich, obiecuję.
Śpiesz się, oderwij od ziemi, leć!
I przewędrowałeś przez tunele, przez bezdroża swojego umysłu. Wspomnienia – w tył! Rzeczywistość – w nicość! Przyszłość – to bez znaczenia! Roztopiłeś się w teraźniejszości wrażenia. Roztopiłeś się w synestezji zmysłów… rozkoszą tutaj jest muzyka; muzyka! Ja ją widzę… przelewa się perlistym strumieniem, pieni się, pieści umysł chłodnym dotykiem, cóż to za dźwięki? Widzę odbicie gwiazd w tafli nad brzegiem.
A gwiazdy, widzisz te gwiazdy?
Na marmoladkowym niebie, naprawdę, marmoladkowym!
Niczego nie jestem pewna, żadnej z tych ścieżek, które w błękit prowadzą.
I nic już nie jest prawdą, nic nie jest marzeniem, skoro dla ciebie ty to cały świat.
Dagme
With tangerine trees and marmalade skies
Somebody calls you, you answer quite slowly,
A girl with kaleidoscope eyes.
John Lennon
Weź cukierka.
Cukierek jest kolorem tęczy. Zielony, czerwony, różowy, pomarańczowy? Pomarańczowy! Trafny wybór, brama do krainy bezmyśli, krainy bezpamięci.
Weź, porzućmy rzeczywistość, szarowistość, chodź. Park Itchykowski, Pieprzoland, wszystko tylko nie tu. Nie tam, gdzie króluje szara, przytłaczająca rzeczywistość. Szarowistość! Patrz, już wyciąga swe bure, klejące się macki pachnące niezrealizowanymi marzeniami, obsesyjnymi myślami i niekończącym się lękiem.
A ja będę mieć kalejdoskopowe oczy, a włosy moje jak miedź w słońcu lśnić będą. Zaśpiewam Ci, jak wtedy, jak jutro, które było i nie wróci, piosenkę w smaku słodką, głosem pełnym złotych aksamitności. Będzie pełno dźwięków zielono-niebieskich, obiecuję.
Śpiesz się, oderwij od ziemi, leć!
I przewędrowałeś przez tunele, przez bezdroża swojego umysłu. Wspomnienia – w tył! Rzeczywistość – w nicość! Przyszłość – to bez znaczenia! Roztopiłeś się w teraźniejszości wrażenia. Roztopiłeś się w synestezji zmysłów… rozkoszą tutaj jest muzyka; muzyka! Ja ją widzę… przelewa się perlistym strumieniem, pieni się, pieści umysł chłodnym dotykiem, cóż to za dźwięki? Widzę odbicie gwiazd w tafli nad brzegiem.
A gwiazdy, widzisz te gwiazdy?
Na marmoladkowym niebie, naprawdę, marmoladkowym!
Niczego nie jestem pewna, żadnej z tych ścieżek, które w błękit prowadzą.
I nic już nie jest prawdą, nic nie jest marzeniem, skoro dla ciebie ty to cały świat.
Dagme
czwartek, 18 lutego 2010
Narodziny
przychodzi taki moment
kiedy w chaosie zaczynasz szukać….
… ciszy
z tego milczenia
wyłania się człowiek
stajesz z nim twarzą w twarz
i widzisz odbicie siebie
swoją duszę…
na nowo poznajesz kim jesteś
bez hałasu krzyku pośpiechu
powoli odkrywasz to
co było nieznane
odnajdujesz
w ciemności światło
w brzydocie piękno
w zniewoleniu wolność
już wiesz
nie musisz być jak wszyscy
masz swoje Ja
to o nie powinieneś dbać
je pielęgnować
nie gonić za modą reklamą masą
jesteś wyjątkowy
gdy nie grasz
świat to nie teatr
ludzie nie są aktorami
istnieje bowiem cisza
w której rodzi się indywidualista
w której rodzisz się Ty
Ipse
kiedy w chaosie zaczynasz szukać….
… ciszy
z tego milczenia
wyłania się człowiek
stajesz z nim twarzą w twarz
i widzisz odbicie siebie
swoją duszę…
na nowo poznajesz kim jesteś
bez hałasu krzyku pośpiechu
powoli odkrywasz to
co było nieznane
odnajdujesz
w ciemności światło
w brzydocie piękno
w zniewoleniu wolność
już wiesz
nie musisz być jak wszyscy
masz swoje Ja
to o nie powinieneś dbać
je pielęgnować
nie gonić za modą reklamą masą
jesteś wyjątkowy
gdy nie grasz
świat to nie teatr
ludzie nie są aktorami
istnieje bowiem cisza
w której rodzi się indywidualista
w której rodzisz się Ty
Ipse
piątek, 29 stycznia 2010
Ręka
Stałem dziś obok Ciebie, rękę Twoją dzierżąc
To szczęśliwy przypadek dał mi szczęścia chwile
Przy których gdzieś spłynęła moja stała niemoc
To dzięki Twojej ręce cieszyłem się tyle
Dotknąłem Twojej ręki – krótka chwila w tańcu
Twój uśmiech, oczy, włosy mi towarzyszyły
Ja tego nie zapomnę nawet w życia krańcu
Tej krótkiej chwili obraz wezmę do mogiły
Trzymałem Twoją rękę – lecz tylko przypadkiem
A choć tykałem innych, już ich nie pamiętam
Twoją słodką obecność chwytałem ukradkiem,
Ty skułaś mnie bezwiednie w swego czaru pęta…
I odtąd Twoja ręka będzie mi wspomnieniem –
Oczyma duszy spojrzę, wydam znów westchnienie
Choć Twoja ręka znowu będzie mi odległa
Nie chcę tego zapomnieć… dusza by mi pękła.
Reaktor
piątek, 15 stycznia 2010
Wanderers Nachtlied (Ein Gleiches) von J. W. Goethe / Pieśń nocnego wędrowca, EiA
Do Człowieka XXI wieku
Piszemy do Ciebie, człowieku, ponieważ naszym marzeniem jest, byś się obudził i znalazł w sobie tą boską cząstkę, o której być może zapomniałeś w te wszystkie szare – tak podobne do siebie – dni.
Świat wystawia nas na tak wiele cierpień, tak wiele wątpliwości. Próbujemy zmienić siebie i otoczenie, lecz świat tan nie daje nam żadnej podpory, a wątpliwości rozrastają się w naszych sercach, wprowadzając je w mrok. Czasami można odnieść wrażenie, że największym marzeniem rzeczywistości jest sprawdzenie, jak bardzo musi ściemnieć, żebyśmy przestali iść.
Czy zastanawiałeś się, czym jest spełnienie i czy jest ono możliwe do osiągnięcia? My się zastanawialiśmy wiele razy. W naszych „Forpocztach” pragniemy ukazać lęki człowieka zagubionego w bezdusznym popostmodernistycznym świecie.
Nie można jednakże całej winy za obecny stan rzeczywistości zrzucać na dzisiejsze czasy (a raczej ich schyłkowość), ponieważ odpowiedzialność spoczywa też na ogóle ludzkości, której fatalna kondycja objawia się w zobojętnieniu wobec cierpienia innych oraz w hipokryzji, tworzącej wieczną grę pozorów.
My pokażemy Ci, że nie musisz być taki, jak zlodowaciałe człowieczeństwo. Jeśli się rozejrzysz – dostrzeżesz bratnie dusze. Jeśli się z nimi zbratasz – stworzycie podwaliny pod ramy świata, nie ramy nowe, lecz tradycyjnie - przedrewolucyjne, które będą początkiem drogi człowieczeństwa do zerwania z odmętami materii, próbującej nas uziemić. Będą one początkiem drogi do rozwoju duchowego, wyboru dobra i idei.
Zrozum – jesteś czymś więcej niż kawałkiem mięsa. Choć tak bardzo chcą Cię zdegradować do tej roli. A Ty jesteś istotą, która może zostać bohaterem, kapłanem czy poetą – musisz tylko chcieć.
Czasami niektórych z nas ogarnia zwątpienie. Czy to wszystko ma sens? Czy nie lepiej dać sobie spokój z myśleniem i po prostu żyć, godząc się z ułomnością dzisiejszości? Byłoby o wiele łatwiej, rozpłynąć się w intelektualnym niebycie, który – będąc faworyzowanym przez ludzkość - zapewni nam spokojny sen. Jednak coś nas ciągle gna i nie pozwala nocami spać, a myśli przelewają się przez głową niczym wzburzone wody przez spotkane przez siebie zapory. Rezultat rozmyślań jest zawsze jeden: trzeba toczyć tę intelektualną walkę z sobą samym i rzeczywistością, dopóki starczy sił.
Trzeba także walczyć z nihilizmem, który tak kusi. Wizja negacji wszystkich wartości, dzięki której moglibyśmy zrobić wszystko, bo było by dla nas przyjemne. Trzeba walczyć z odrzuceniem wszelkim zasad i pogrążeniem się w morzu hedonizmu. Dlaczego? Odpowiedź jest banalna i brzmi wręcz trywialnie: ponieważ to jednostki i ich działania budują ogół, a nasze pojedyncze uczynki kształtują oblicze świata. A kto by nie chciał, mówiąc nieco naiwnie, by świat był dobry?
W tym liście do Ciebie, mój nieznajomy przyjacielu, chciałam nakreślić kierunki, którymi podążały nasze myśli przy dotychczasowym tworzeniu „Forpoczt”; myśli, które chcieliśmy przekazać Tobie. Dotarłeś z nami aż tutaj, chodź z nami dalej. Będziemy wciąż, ramię w ramię, walczyć z beznadzieją bezwiary.
Dagme
Cierpienia młodego Wertera, list z 10. maja
Am 10. Mai. / Dziesiąty maja
Mą duszę owładnęła niezwykła radość równa temu słodkiemu wiosennemu porankowi, którym rozkoszkuje się moje serce. Jestem samotny, a mimo to cieszę się obecnością w tej okolicy, która została stworzona dla takich dusz jak moje.
Jestem szczęśliwy, mój drogi, a moja dusza korzysta z posiadanego spokoju, wskutek czego cierpi moja sztuka. Nie mógłbym teraz naszkicować czegokolwiek chociażby jedną kreską, a przecież nigdy nie byłem większym malarzem niż w tej chwili!
Kiedy ta cudowna dolina zanurza się we mgle, słońce chowa się pod powierzchnią lasu, a jedynie pojedyncze promienie docierają do krainy świętości, ja, nieopodal strumienia, leżę na trawie i właśnie tutaj, bliżej ziemi te tysiące źdźbeł trawy wydają mi się tak niezwykłymi. Kiedy obserwuję świat między tymi źdźbłami trawy która staje się schronieniem dla tysiąca maleńkich robaczków, moje serce oddaje się całemu światu!
Wtedy właśnie dostrzegam tchnienie Wszechmocnego, Jego obecność przy mnie, który stworzył nas wedle swojego obrazu, umiejscowił w tym wiecznym raju i pozwolił rozkoszować się swoimi darami, och przyjacielu!
Kiedy dane jest mi obserwować przejście nocy w dzień, świata dookoła mnie i niebo, które wyjątkowo upodobała sobie moja dusza, wtedy właśnie tęsknię i zastanawiam się: ach, czy potrafiłbyś znowu to wszystko wyrazić; przenieść na papier to wszystko, co w tobie zaistniało, tak, aby odzwierciedlić emocje targane twą duszą, aby stworzyć zwierciadło swej duszy, w której tkwi obraz nieskończonego Boga! Mój przyjacielu!... Ja umieram, ulegając sile splendoru tych zjawisk…
EiA
Subskrybuj:
Posty (Atom)