OD TEJ PORY DZIAŁAMY NA STRONIE http://www.forpoczty.yoyo.pl/
ZAPRASZAMY!!! Strona jest prowadzona na bieżąco!
Z tej okazji rezygnujemy z prowadzenia bloga! Możecie nas znaleźć na naszej stronie!
CZEKAMY!
EiA
piątek, 4 grudnia 2009
poniedziałek, 26 października 2009
ALLELUJA!
Oczy przepasane białą chorągwią.
Kapitulacja czy początek końca?
To będzie nasz wspólny finał.
Zmartwychwstanie Chrystus
A my wszyscy złapiemy się za ręce.
Jak dzieci.
Odśpiewamy na swą cześć ALLELUJA!
NIECH ŻYJĄ ZBRODNIARZE ŚWIATA!
Aborcja, Gwałt i morderstwo.
Rozpusta, gniew i próżność.
Zawziętość i mściwość.
W szeregu ty i ja.
Zwykłe wady i szaleństwa.
Sprawiedliwość została podważona!
Szukamy cnót, a mamy tylko siebie.
Małych, niemych i bezbronnych.
Wyliczamy belki sąsiadów,
a na własne jesteśmy ślepi.
Dlaczego?
Codziennie budujemy wieżę Babel.
Z pychy, zawziętości i indolencji.
Przypominamy marionetki.
Puste, uśmiechnięte i głuche.
Głuche na płacz dziecka,
Głuche na błaganie matki.
Głuche na bicie serca…
EiA
Kapitulacja czy początek końca?
To będzie nasz wspólny finał.
Zmartwychwstanie Chrystus
A my wszyscy złapiemy się za ręce.
Jak dzieci.
Odśpiewamy na swą cześć ALLELUJA!
NIECH ŻYJĄ ZBRODNIARZE ŚWIATA!
Aborcja, Gwałt i morderstwo.
Rozpusta, gniew i próżność.
Zawziętość i mściwość.
W szeregu ty i ja.
Zwykłe wady i szaleństwa.
Sprawiedliwość została podważona!
Szukamy cnót, a mamy tylko siebie.
Małych, niemych i bezbronnych.
Wyliczamy belki sąsiadów,
a na własne jesteśmy ślepi.
Dlaczego?
Codziennie budujemy wieżę Babel.
Z pychy, zawziętości i indolencji.
Przypominamy marionetki.
Puste, uśmiechnięte i głuche.
Głuche na płacz dziecka,
Głuche na błaganie matki.
Głuche na bicie serca…
EiA
Deszcz przedjesienny
Przyszedł sierpniowym wieczorem, przesiąkniętym na wskroś zapachem złocistych mimoz. Przyszedł niespodziewanie, wiedziony przez ciemnogranatowe chmury, gdy zmierzch otulał świat srebrnoszarym atłasem. On, deszcz przedjesienny, zgasił ostatni płomień lata; swoim kroplami na nowo rozbudził melancholię. Nastały rządy chłodu.
Pada. Woda ścieka po dębowej korze, a my widzimy każdą chwilę, każde wspomnienie i ulotny sen nocy letniej. Lecz oto deszcz oznajmił kolejne fin de siecle, koniec epoki słońca.
Delikatnie i czule czujemy go na skórze, przenika ją i dociera do wnętrza, przedziera się przez nasz mur; mur, którego przebić nie może drugi człowiek. Może jego strugi są samotnością, dlatego potrafią przedrzeć się przez zapory, których nie potrafi pokonać miłość.
A one trafiają aż do sedna, do samego początku.
Wilgotne powietrze zachłysnęło się własną beznadziejnością, my uświadomiliśmy sobie własną niemoc i strach.
Każda z wizji jesieni przeraża, ten wszechocean ciemnych minut, wypełnionych tęsknotą. My nie chcemy dużo – chcemy tylko nie czuć się w swoich głowach jak w klatkach.
A deszczowe krople rozbijają nas na tysiące maleńkich kawałków.
Ile szans zmarnowaliśmy tego lata?
Bezczeszczenie czasu i bezczeszczenie miłości – dwa najgorsze świętokradztwa popełniane przez człowieka; dwa grzechy, których nie da się odpokutować.
Jak teraz oczyścimy nasze sumienia, skażone letnią bezczynnością?
Dagme
Pada. Woda ścieka po dębowej korze, a my widzimy każdą chwilę, każde wspomnienie i ulotny sen nocy letniej. Lecz oto deszcz oznajmił kolejne fin de siecle, koniec epoki słońca.
Delikatnie i czule czujemy go na skórze, przenika ją i dociera do wnętrza, przedziera się przez nasz mur; mur, którego przebić nie może drugi człowiek. Może jego strugi są samotnością, dlatego potrafią przedrzeć się przez zapory, których nie potrafi pokonać miłość.
A one trafiają aż do sedna, do samego początku.
Wilgotne powietrze zachłysnęło się własną beznadziejnością, my uświadomiliśmy sobie własną niemoc i strach.
Każda z wizji jesieni przeraża, ten wszechocean ciemnych minut, wypełnionych tęsknotą. My nie chcemy dużo – chcemy tylko nie czuć się w swoich głowach jak w klatkach.
A deszczowe krople rozbijają nas na tysiące maleńkich kawałków.
Ile szans zmarnowaliśmy tego lata?
Bezczeszczenie czasu i bezczeszczenie miłości – dwa najgorsze świętokradztwa popełniane przez człowieka; dwa grzechy, których nie da się odpokutować.
Jak teraz oczyścimy nasze sumienia, skażone letnią bezczynnością?
Dagme
piątek, 23 października 2009
My i filistrzy
Zrzućmy skorupę
Pozwólmy wznieść się duszy
by zachłysnęła się świeżym powietrzem
nieskażonej myśli
Nie obarczajmy jej na nowo tym co fizyczne
niech piękno i brzydota przestaną określać cielesność
To my- przezroczyści, efimeryczni
Balast tkankowy
pozostał przed lusterm
Teraz zwierciadłem jest górski strumień
Pożywieniem słowo
Napojem sztuka
Jesteśmy wolni
pokonaliśmy dwunożną istotę
i narodziliśmy się na nowo bez skazy
by móc żyć i umierać będąc sobą
aż sobą
bez markowego świata
pieniędzy
materializmu
...
Jeszcze jeden oddech i...
... palec na pilocie
Idea osiadła
na miękkim fotelu
-materialnym bycie-
po brodzie spływa sos
....
-materialny świat-
Ipse
wtorek, 20 października 2009
Pokażesz
Niech usta nasze splamione krwią
powiedzą dosyć
niech oczy nasze widzące ciemność
ujrzą światło
Niech serca nasze przebite cierniem
utulą się do snu
I ty i ja będziemy dzisiaj nocą
szukać światła
otworzymy swoje wnętrza na oścież
ja - swoje
ty - swoje
ja - wejdę w twą duszę
i okryję ją płaszczem swych marzeń
ty - wstąpisz w moją
i pokażesz prawdziwą wartość
Pokażesz mi wartość człowieka.
EiA
piątek, 16 października 2009
Bohater romantyczny rodem z… supermarketu
Czasu się nie cofnie… No tak, to dość oczywiste, ale czy do końca? Niekoniecznie. Wielu z nas myśli: ach, kiedyś to było! Byli prawdziwi mężczyźni, rycerze, damy i ta mityczna romantyczna miłość, a wraz z nią, naturalnie, romantyczny bohater. Ale czy owe postaci rzeczywiście wyginęły? Czy nikt już z nas nie kocha gorącym sercem, a nocami nie mogąc spać, pisze miłosne listy do swojej Charlotty (bądź Romea, nie żebym narzucała komuś wybór płci, którą ma kochać…)? Przecież wielu z nas cechuje się tą nieprzejednaną niemożnością porozumienia się z innymi. Choć zdarza się też tak, iż tą resztą, innymi po prostu gardzi, co w dzisiejszych czasach może się wydać niezbyt religijne i etyczne, ale przecież wielu z nas czuje swą własną nieprzeciętność, wyjątkowość, która tkwi w jednostce i to wcale nie głęboko ukryta… Ach, co za zuchwałość! Ale chyba lepsze to niż ta pospolita i fałszywa skromność!
Zatem – czy w dzisiejszych czasach możliwe jest istnienie prawdziwego bohatera romantycznego? Ależ, oczywiście. Jednostka wybitna, która ze względu na swój geniusz skazana jest na samotność; wyalienowana ze społeczeństwa i przez społeczeństwo. Bo w końcu charakteryzuje ją niemożność porozumienia się z innymi… Nie, nie dlatego że nimi wszystkimi gardzi, nie zawsze tak jest. Bardzo często na swojej drodze spotyka dusze pokrewne ( chyba pokrętne?). To wspaniałe, że ktoś czuje, odczuwa ten świat tak, jak my… Ale ta pokrewna dusza jest podobna do nas… Koegzystencja niekiedy staje się niemożliwa, co wymaga bardzo wiele wysiłku, mimo że drogi owych duszyczek skrzyżowały się, ale chyba niestety czas będzie się rozstać. Powód? Jest on bardzo prosty, to tylko postaci romantyczne są nieco za trudne… Jednak to wszystko nie oznacza, że bohater romantyczny współcześnie jest kompletnie skazany na samotność, przecież jeśli choć trochę się wysili, jego życie z innymi takimi, jak on, może być usłane różami…
Nie ma róży bez kolców, oczywiście. Dlatego czasami zdarzą się jakieś nieporozumienia, być może wynikające z niegodności charakterów. Oczywiście niekiedy i jedna ze stron ma dość intensywnego Weltschmerzu, który cały czas odczuwa ta nieszczęśliwsza jednostka, wówczas należy mówić o owych kolcach. Oczywiście, możliwe jest ominięcie tych wszystkich problemów – bohater romantyczny mógłby się przecież zaprzyjaźnić z kimś mniej wybitnym, jednak cóż to wtedy byłaby za znajomość?
Bohater romantyczny kocha. Kocha niezwykle silnie. To uczucie niemalże odzwierciedla jego osobowość. Ta miłość jest niezwykle burzliwa, szybka i bardzo często nieszczęśliwa. Jest zaprzeczeniem miłości sentymentalnej, łagodnej, spokojnej. Czy bohater romantyczny skazany jest na miłosną mękę? Bardzo często zdarza się, iż on kocha z wzajemnością, udaje ułożyć mu się związek z prawdziwego zdarzenia, ale jak ktoś kiedyś napisał, jest coś, co stoi na drodze jego szczęściu – jego nieznośna lekkość bytu. To jest miłość romantyczna, a nie szczęśliwa. Nawet jeśli czuje się wspaniale z tą drugą osobą, z którą przecież tworzy niezwykle zgodną całość, to i tak musi ją porzucić i iść dalej… Czyżby w swoją otchłań nicości? Nie wiem. Na drodze tej sielanki, arkadii staje on sam. Zbyt duża dawka szczęścia powoduje jego nieszczęście. Wydawać by się mogło to absurdalne, och nie, w żadnym wypadku. To w końcu jest zgodne z romantyczną koncepcją miłości. Jeśli już owa postać romantyczna wybierze sobie kochanka, z którym może być, ponieważ osoba ta odwzajemnia jego uczucie, nie ma między nimi zbytnich różnic klasowych, to przecież to wszystko jest tak piękne, aż niemożliwe. Bohatera romantycznego zwyczajnie musi coś trapić, nie dawać mu żyć, a jeśli już kwestia miłości zostaje rozwiązana, wówczas nie ma on powodów do zmartwień i… lekkość byt staje się nieznośna.
Współczesnego bohatera możemy spotkać w parku, w klubie, a nawet w supermarkecie. Cechy charakterystyczne? Nie martwcie się, wymieniać ich chyba nie muszę, bo mimo że nie zawsze ubrany on będzie w jaskrawe barwy, to i tak wyróżnia się z tłumu. Możemy dostrzec go w dziale z literaturą. Oczywiście będzie szukał jakieś destrukcyjnej lektury, która jednocześnie sprawi mu przyjemność. Będzie ją później czytał w domu, roniąc łzy współczucia głównym bohaterom. Możemy dostrzec go także w dziale spożywczym, gdy miota się, próbując dokonać właściwego wyboru – nie, kluczowe pytanie w tej dziedzinie nie będzie brzmiało być czy nie być, ale może być znacznie bardziej banalne i prozaiczne – starczy mi na pomidory czy rzodkiewkę? Zatem co będzie go wyróżniać, skoro można spotkać go wszędzie? Zagubienie, bo przecież może zabłądzić nie tylko w życiu, ale i między półkami sklepowymi; ekspresja – gdy znajdzie ulubioną książkę, na pewno się zachwyci, wydając z siebie głośny okrzyk radości; szaleńczy wzrok, gdy będzie szukał ulubionych kajzerek na śniadanie. Mogłabym wyliczać długo, ale uwierzcie mi!, nie ma to sensu, bo bohater romantyczny, nawet ten współczesny – w dżinsach i tenisówkach na pewno zostanie przez nas zauważony. Może będzie to Twoja pokrewna dusza? Dlatego rozejrzyj się bardzo uważnie! Może jest ktoś jeszcze taki jak Ty, jak Wy…
EiA
środa, 14 października 2009
Cudowny wynalazek judaizmu
Kolejne lata, cztery pory roku, dwanaście miesięcy, siedem dni w tygodniu, poranek, południe wieczór, noc.
Wciąż i wciąż, aż do szaleństwa, czas ucieka.
Lecz czymże jest czas? Mówią, że jest linią, płynie nieprzerwanie. A dla mnie czas jest niezliczoną ilością wielkich kół. Każdy kolejny rok jest powtórką poprzedniego, z naniesionymi poprawkami.
Lata, te wszystkie nasze lata, czyż w swej inności nie są do siebie tak podobne?
Pory roku, swą niezłomną zmiennością, czy nie wpędzają nas w klatkę powtórzeń?
Wiosną naszym życiem włada gorączka, to szalone rozbudzenie zmysłów. Drzewa gwałtownie wybuchają zielenią liści, a kwiaty poją nas aromatem w jasnym mroku majowych
nocy – kolejny raz.
Lato, czerwcem pełnym szaleństwa i pustym ciemnością, lipcowym upalnym lenistwem i sierpniową melancholią, co roku nas zachwyca.
Później przychodzą deszcze, chłód i mrok. Rzeczywistość przypomina – wszystko musi minąć. Jak w każdą jesień złote liście wygrzewają się w ostatnich ciepłych promieniach słońca.
Następnie zima drzemiąca spokojnie pod pokrywą śniegu, śniąca o kolejnym odrodzeniu i kolejnej wiośnie.
Od zarania dziejów cztery pory roku – strażniczki cyklu życia – regulują świat.
Niemożnością jest pokonać potęgę ich powtarzalności.
Są też miesiące posłuszne porom roku, tygodnie czekające na sobotę i niedzielę oraz poranki poprzedzające zmierzchy.
Wszystkie te kręgi i koła to właśnie jest cykliczność czasu, pierwotna wizja człowieka. To pierwotna człowiecza myśl, przemożne odczucie. Tak właśnie starożytne ludy widziały czas, tak właśnie ja go widzę.
Zastanów się, czy ta wizja nie jest tragiczna? Przecież ona oznacza wieczny powrót do tego samego. Wieczne upadki i powstania, niekończące się góry i doliny nastrojów, cotygodniowe tęsknoty niedzielnych wieczorów.
To wszystko doprowadza mnie do szaleństwa, a Ciebie?
Kiedyś, mam nadzieję, kiedyś się od tego uwolnię. Przerwę krąg i podążę naprzód, wpasuję się w ideę naszej mylnej współczesności. Zabiorę Cię ze sobą, jeśli chcesz.
Tak bardzo pragnę poczuć linearność naszego czasu, ten cudowny wynalazek judaizmu! Chcę wiedzieć, że płynie on niezmiennie, prosto, ku przyszłym celom; że jest niezapętloną linią.
Oczyścić umysł z wspomnień, które stają się przebłyskami przyszłości.
Dać się porwać nurtowi czasu.
Pantha rei – tak, niech płynie!
Dagme
poniedziałek, 12 października 2009
O Czarna Lilijo!
O Ciebie się wielcy tej ziemi biją,
Rzucają w przepaść całe swe narody -
W głębi trzymając prawdziwe powody.
Jednak dla Ciebie zabijając, żyją!
To kocioł wielki: myśli, słowa, czyny
W taniec szaleńczy z werwą się wprawiają,
Myśl niezbywalną z siebie wyrzucają:
Ty jedyna, ja jedyny?
Patrzę na siebie, patrzę na Ciebie -
Myślę: czy życie jednak nic nie warte?
Plany, marzenia wciąż idą w zaparte...
Chciałbym obudzić się w niebie -
Nieraz marzę, że już jestem.
Wrażenie naprawdę częste...
Gdy szedłem kiedyś łąką przeznaczenia,
Uwagę przyciągnął pewien lichy kwiatek -
Stanąłem, patrzę: niemały gagatek!
I tak zostałem, jakby od niechcenia.
Przychodzą burze, ja głupi - zostałem.
Grzmiało, czekałem - gdy wszystko ustało
Lilijkę z grządki wiatrzysko wyrwało?
Moja to wina! Mało się starałem...
Zniknęła z życia, kobieta, puch marny
Idę ułożyć sobie stos ofiarny.
Ogień wewnętrzny będzie na nim płonął!
Że nie zewnętrzny? Ja z wielką przykrością
Budzę się i wiem, że Śmierć jest miłością!
To jak nienawiść, a kto nią nie zionął?
Czas który mija, rany ma zaleczyć.
Gorzeją? Płoną? - Lód tu rozwiązaniem.
Gdy ogień zgaśnie, już wszystko ustanie -
Prócz przestrogi, by znów się nie skaleczyć.
Brak godnych czucia walorów?
Czarne życie, biała śmierć -
Oto ma najskrytsza chęć.
Dwojga przeciwnych kolorów...
Gdy Czarna Lilija zwiędnie,
Chęci do walki się skończą.
Ja będę tym, co przybiegnie
Na pogrzeb z białą opończą.
Wołam! Wyję o wolność życia ducha!
Śmierci! Czy Ty mnie nie słuchasz?
Reaktor
Rzucają w przepaść całe swe narody -
W głębi trzymając prawdziwe powody.
Jednak dla Ciebie zabijając, żyją!
To kocioł wielki: myśli, słowa, czyny
W taniec szaleńczy z werwą się wprawiają,
Myśl niezbywalną z siebie wyrzucają:
Ty jedyna, ja jedyny?
Patrzę na siebie, patrzę na Ciebie -
Myślę: czy życie jednak nic nie warte?
Plany, marzenia wciąż idą w zaparte...
Chciałbym obudzić się w niebie -
Nieraz marzę, że już jestem.
Wrażenie naprawdę częste...
Gdy szedłem kiedyś łąką przeznaczenia,
Uwagę przyciągnął pewien lichy kwiatek -
Stanąłem, patrzę: niemały gagatek!
I tak zostałem, jakby od niechcenia.
Przychodzą burze, ja głupi - zostałem.
Grzmiało, czekałem - gdy wszystko ustało
Lilijkę z grządki wiatrzysko wyrwało?
Moja to wina! Mało się starałem...
Zniknęła z życia, kobieta, puch marny
Idę ułożyć sobie stos ofiarny.
Ogień wewnętrzny będzie na nim płonął!
Że nie zewnętrzny? Ja z wielką przykrością
Budzę się i wiem, że Śmierć jest miłością!
To jak nienawiść, a kto nią nie zionął?
Czas który mija, rany ma zaleczyć.
Gorzeją? Płoną? - Lód tu rozwiązaniem.
Gdy ogień zgaśnie, już wszystko ustanie -
Prócz przestrogi, by znów się nie skaleczyć.
Brak godnych czucia walorów?
Czarne życie, biała śmierć -
Oto ma najskrytsza chęć.
Dwojga przeciwnych kolorów...
Gdy Czarna Lilija zwiędnie,
Chęci do walki się skończą.
Ja będę tym, co przybiegnie
Na pogrzeb z białą opończą.
Wołam! Wyję o wolność życia ducha!
Śmierci! Czy Ty mnie nie słuchasz?
Reaktor
sobota, 10 października 2009
Powrót Marii K.
Widzę w ciemności twoją twarz
sylwetka wyprostowana
usta rozchylone
zmartwiona zadumana
Płaczesz bo zwiędły twe róże
nic nie mówisz
tylko jęki przeróżne
bez przymuszenia
wydawać z siebie umiesz
zniknęło tej miłości wzgórze
w nocy szlochania nie słychać
jednostkowe cierpienie
po prostu nie przeraża
Zostawił cię i pobiegł
Nie był twym kochankiem
porzucił nigdy nie uległ
krzyknął pocałunkiem
na pożegnanie
i czar prysł -
zostało wołanie.
Nie byłaś jego opoką
Byłaś towarzyszką -
Rzekomą
Do rozmów, śpiewu
spacerów i flirtu
Zabawiał godzinami
Uspakajał modlitwami.
Nikt nie będzie cię szukał
z bucikiem balowym
naprawdę nigdy nie czekał
za dużo dziś księżniczek
za mało czarownic
Geniusz został spalony
Zostały tylko prochy
twej próżności.
Fin de siecle
w kieliszkach
i trupy miłości.
EiA
sylwetka wyprostowana
usta rozchylone
zmartwiona zadumana
Płaczesz bo zwiędły twe róże
nic nie mówisz
tylko jęki przeróżne
bez przymuszenia
wydawać z siebie umiesz
zniknęło tej miłości wzgórze
w nocy szlochania nie słychać
jednostkowe cierpienie
po prostu nie przeraża
Zostawił cię i pobiegł
Nie był twym kochankiem
porzucił nigdy nie uległ
krzyknął pocałunkiem
na pożegnanie
i czar prysł -
zostało wołanie.
Nie byłaś jego opoką
Byłaś towarzyszką -
Rzekomą
Do rozmów, śpiewu
spacerów i flirtu
Zabawiał godzinami
Uspakajał modlitwami.
Nikt nie będzie cię szukał
z bucikiem balowym
naprawdę nigdy nie czekał
za dużo dziś księżniczek
za mało czarownic
Geniusz został spalony
Zostały tylko prochy
twej próżności.
Fin de siecle
w kieliszkach
i trupy miłości.
EiA
czwartek, 8 października 2009
Pieśń Straconego Zwycięstwa
Umiłowanie samotności kruszy
Nawet najbardziej kuszące butelki
Nie utoniesz już w głębinach swej duszy
Nie spróbujesz już choć jednej kropelki
Już oszukany, rzucony w przepaść snów
Podnosisz szablę, w samotny idziesz bój
- Czy dojrzę swój kres? Nie padnę u celu?
Przecież przede mną próbowało wielu…
To nowa walka, o nowy dzień
Nie wracaj w przeszłość – nie stało się
To inny wstyd, to inny płacz
Nie poddaj się, lecz dalej walcz!
Drżyj przed pokusą, nie wracaj w drogi tył
Wiatr dmie w chorągiew, więc trzymaj ją co sił!
Klejnoty w błocie – przejść musimy po nich
By pod koniec dać świadectwo Twej woli
Królestwo jest ideą czystą…
Przeciwko samotności wyższe towarzystwo!
Co z tego, że ciało boli:
Umierać, ale powoli!
Krzyż, ogień i miecz – póki trąbka żyje
Huk, trupy i krew – żaden duch nie wyje
Marsz po należne – bierzemy, co nasze
Wreszcie wróciły uśmiechy na twarze…
Korona się kulom nie kłania…
Właśnie podnoszę szablę, ciało swe odsłaniam
To przecież nie dusza boli:
Umierać, ale powoli!
Wędrówki koniec – gdzież są żywi ludzie?
Wznieś oczy w górę, gdy marzysz o cudzie
Uczyń Jego znak, gdy ci sił ubywa
Słyszysz? To On – Przedwieczny przybywa
On wciąż jest Bogiem, nigdy nie odejdzie
Nie zginie więcej, lecz na nowo zejdzie
Pokaże się nam, dźwigając krzyż i miecz
Obudzi się w nas, wskazując drogi kres
Wygrana walka, wstał nowy dzień
Przed tobą przyszłość – to stanie się
Gdzie indziej wstyd, gdzie indziej płacz
Na upadłych aniołów patrz!
Za stracone sny, za przyziemny byt,
Zapomniane czasy – odpłacimy MY.
Zapłacicie WY…
Reaktor
Nawet najbardziej kuszące butelki
Nie utoniesz już w głębinach swej duszy
Nie spróbujesz już choć jednej kropelki
Już oszukany, rzucony w przepaść snów
Podnosisz szablę, w samotny idziesz bój
- Czy dojrzę swój kres? Nie padnę u celu?
Przecież przede mną próbowało wielu…
To nowa walka, o nowy dzień
Nie wracaj w przeszłość – nie stało się
To inny wstyd, to inny płacz
Nie poddaj się, lecz dalej walcz!
Drżyj przed pokusą, nie wracaj w drogi tył
Wiatr dmie w chorągiew, więc trzymaj ją co sił!
Klejnoty w błocie – przejść musimy po nich
By pod koniec dać świadectwo Twej woli
Królestwo jest ideą czystą…
Przeciwko samotności wyższe towarzystwo!
Co z tego, że ciało boli:
Umierać, ale powoli!
Krzyż, ogień i miecz – póki trąbka żyje
Huk, trupy i krew – żaden duch nie wyje
Marsz po należne – bierzemy, co nasze
Wreszcie wróciły uśmiechy na twarze…
Korona się kulom nie kłania…
Właśnie podnoszę szablę, ciało swe odsłaniam
To przecież nie dusza boli:
Umierać, ale powoli!
Wędrówki koniec – gdzież są żywi ludzie?
Wznieś oczy w górę, gdy marzysz o cudzie
Uczyń Jego znak, gdy ci sił ubywa
Słyszysz? To On – Przedwieczny przybywa
On wciąż jest Bogiem, nigdy nie odejdzie
Nie zginie więcej, lecz na nowo zejdzie
Pokaże się nam, dźwigając krzyż i miecz
Obudzi się w nas, wskazując drogi kres
Wygrana walka, wstał nowy dzień
Przed tobą przyszłość – to stanie się
Gdzie indziej wstyd, gdzie indziej płacz
Na upadłych aniołów patrz!
Za stracone sny, za przyziemny byt,
Zapomniane czasy – odpłacimy MY.
Zapłacicie WY…
Reaktor
wtorek, 6 października 2009
Ulotni
Bo gdyby dotknąć Księżyca blasku
Czy pozostałby na nim odcisk naszej wątłej dłoni?
A gdyby pchnąć Słońce mieczem głęboko
Czy krwawić poczęłoby energią jaśnistą?
Co jeśli zranić by Ziemię
Czy skały pękać będą w agonii?
Jak żyć możemy w tym wielkim wszechświecie
Tak niezdolni do najmniejszej jego zmiany?...
Nuwisam
Czy pozostałby na nim odcisk naszej wątłej dłoni?
A gdyby pchnąć Słońce mieczem głęboko
Czy krwawić poczęłoby energią jaśnistą?
Co jeśli zranić by Ziemię
Czy skały pękać będą w agonii?
Jak żyć możemy w tym wielkim wszechświecie
Tak niezdolni do najmniejszej jego zmiany?...
Nuwisam
niedziela, 4 października 2009
Niespełnieni - szkic
I
Niektórzy rodzą się skażeni niespełnieniem. Obdarowani skazą niespełnienia. Spędzają oni życie na poszukiwaniach. I nigdy nie znajdują.
II
Są ludzie – jest to znacząca większość – którzy mają przed sobą klarowną wizję przyszłości. Choć nie wiedzą ze stu procentową pewnością, co ich czeka, tworzą w swym umyśle obraz wymarzonego życia, do którego konsekwentnie dążą.
Dla innych każda następna sekunda jest wielką tajemnicą. Ich życie staje się chwilą nieświadomości między momentami. Moment poprzedzający wypełniony jest horror vacui, lękiem, iż następny moment będzie pusty i nic nie przyniesie. I znów nic nie zmieni.
Ludzie ci „prześlizgują” się pomiędzy skrawkami czasu, starają się dopasować do pustych przestrzeni między mijającymi chwilami. I nigdy nie pasują.
III
Czy charakteryzują się niespełnieni? Dlaczego to właśnie oni gnają naprzód, przepełnieni jakimś dziwnym, wiecznym niepokojem, gwałtowną zachłannością?
Kwestią sporną jest, czy rodzą się oni z tym piętnem; czy niespełnienie znajdujące odbicie w ich oczach, samo prowokuje ten los; czy też może to inni ludzie i relacje z nimi tak kształtują życie tych jednostek. Czy problem leży w nich, tkwi głęboko w środku, czy winny jest świat?
IV
Wieczna niezależność niespełnionych i ich lęk przed klatką schematów i rutyny zapędza ich w inną klatkę – klatkę wolności. Pragnienie nieskrępowania staje się niewolą, tym samym powtarzają oni odwieczny błąd całej ludzkości.
Niespełnieni zawsze dążyć będą naprzód, spragnieni coraz mocniejszych wrażeń, z coraz bardziej pustymi sercami. Poprzez zrywanie wszelkich więzów łączących ich z rzeczywistością, brnąć będą w świat swoich wyobrażeń o szczęściu, świat nie przynoszący prawdziwej satysfakcji. W czasie tej podróży ogarniać ich będzie lęk przed codziennością, strach przed zwyczajnością, ze którą w głębi duszy całe życie tęsknią. Samotność będzie się pogłębiać, nasilając uczucie izolacji, prowadzące do jeszcze większej samotności. Dążenie do spełnienia stanie się zamkniętym kołem pogłębiającego się niespełnienia.
V
Lecz niespełnieni, dumni indywidualiści, ludzie uważający się za tych, którzy czują naprawdę, nigdy nie przyznają się do wahania, czy ich droga jest tą właściwą. Choć często towarzyszyć im będzie zwątpienie w samotną podróż ku spełnieniu, nigdy nie dadzą po sobie znać, że zastanawiają się, czy ich wybór był trafny.
Choć może decyzja była podjęta już z góry? A może piętno zostało nadane przy narodzeniu?
Dagme
Niektórzy rodzą się skażeni niespełnieniem. Obdarowani skazą niespełnienia. Spędzają oni życie na poszukiwaniach. I nigdy nie znajdują.
II
Są ludzie – jest to znacząca większość – którzy mają przed sobą klarowną wizję przyszłości. Choć nie wiedzą ze stu procentową pewnością, co ich czeka, tworzą w swym umyśle obraz wymarzonego życia, do którego konsekwentnie dążą.
Dla innych każda następna sekunda jest wielką tajemnicą. Ich życie staje się chwilą nieświadomości między momentami. Moment poprzedzający wypełniony jest horror vacui, lękiem, iż następny moment będzie pusty i nic nie przyniesie. I znów nic nie zmieni.
Ludzie ci „prześlizgują” się pomiędzy skrawkami czasu, starają się dopasować do pustych przestrzeni między mijającymi chwilami. I nigdy nie pasują.
III
Czy charakteryzują się niespełnieni? Dlaczego to właśnie oni gnają naprzód, przepełnieni jakimś dziwnym, wiecznym niepokojem, gwałtowną zachłannością?
Kwestią sporną jest, czy rodzą się oni z tym piętnem; czy niespełnienie znajdujące odbicie w ich oczach, samo prowokuje ten los; czy też może to inni ludzie i relacje z nimi tak kształtują życie tych jednostek. Czy problem leży w nich, tkwi głęboko w środku, czy winny jest świat?
IV
Wieczna niezależność niespełnionych i ich lęk przed klatką schematów i rutyny zapędza ich w inną klatkę – klatkę wolności. Pragnienie nieskrępowania staje się niewolą, tym samym powtarzają oni odwieczny błąd całej ludzkości.
Niespełnieni zawsze dążyć będą naprzód, spragnieni coraz mocniejszych wrażeń, z coraz bardziej pustymi sercami. Poprzez zrywanie wszelkich więzów łączących ich z rzeczywistością, brnąć będą w świat swoich wyobrażeń o szczęściu, świat nie przynoszący prawdziwej satysfakcji. W czasie tej podróży ogarniać ich będzie lęk przed codziennością, strach przed zwyczajnością, ze którą w głębi duszy całe życie tęsknią. Samotność będzie się pogłębiać, nasilając uczucie izolacji, prowadzące do jeszcze większej samotności. Dążenie do spełnienia stanie się zamkniętym kołem pogłębiającego się niespełnienia.
V
Lecz niespełnieni, dumni indywidualiści, ludzie uważający się za tych, którzy czują naprawdę, nigdy nie przyznają się do wahania, czy ich droga jest tą właściwą. Choć często towarzyszyć im będzie zwątpienie w samotną podróż ku spełnieniu, nigdy nie dadzą po sobie znać, że zastanawiają się, czy ich wybór był trafny.
Choć może decyzja była podjęta już z góry? A może piętno zostało nadane przy narodzeniu?
Dagme
piątek, 2 października 2009
******
Do Sodomy biegnijmy, do Sodomy!
Bez przekładów ewangelii, bez krzyku i hostii.
Będziemy żyć jak ci najgorsi
Pośród czarnych łąk i chorych krów.
Będziemy wreszcie sobą
Całym sercem, duszą i ciałem!
Niech oddychają nasze instynkty
Dawno już zapomniane.
Bez zbawienia, prawa i śmierci.
Będziemy chłonąć siebie wzajemnie.
Wiecznie.
EiA
środa, 30 września 2009
Dezintegracja
My stworzeni do miłości
zagubiliśmy się
Do zranionych na wylot serc
wdarło się zło
Powoli umieramy
z tęsknoty
za straconą ufnością
W biegu za pozornym rajem
zgubiliśmy buty
te z białymi skrzydłami
Staliśmy się puści
niczym nieudany kredens
wykonany do przechowywania kryształu
Zbłądziliśmy
rozbiliśmy to co było najcenniejsze
na niezliczoną ilość bezużytecznych słów
Już nie odtworzymy mapy dobroci
nigdy nie sięgniemy prawdziwego nieba
Przykuci do ziemi
wołamy: Boże pomóż!
Tracąc nadzieję
na jutro
Dni przeżyte w pośpiechu
choć następnego poranka nie miało być
Zmarnowaliśmy ten czas
dzieci miłości
Staliśmy się tworami prokreacji
krzyku i nienawiści
Tylko jeszcze sny
oaza zbłąkanych dusz
Choć rano rozczarowanie
a na twarzy palące promienie
zepsutego słońca
Kolejny dzień krokiem w
ciemniejszą czerń
Szukamy siebie o zmierzchu
lecz ścieżki zniknęły
-już nie prowadzą do ludzi-
CZŁOWIEK STRACIŁ CZŁOWIECZEŃSTWO
Codziennie od nowa budujemy
lepszą Sodomę
i czekamy na dzień gniewu
My stworzeni do miłości
dawni ludzie...
Ipse
zagubiliśmy się
Do zranionych na wylot serc
wdarło się zło
Powoli umieramy
z tęsknoty
za straconą ufnością
W biegu za pozornym rajem
zgubiliśmy buty
te z białymi skrzydłami
Staliśmy się puści
niczym nieudany kredens
wykonany do przechowywania kryształu
Zbłądziliśmy
rozbiliśmy to co było najcenniejsze
na niezliczoną ilość bezużytecznych słów
Już nie odtworzymy mapy dobroci
nigdy nie sięgniemy prawdziwego nieba
Przykuci do ziemi
wołamy: Boże pomóż!
Tracąc nadzieję
na jutro
Dni przeżyte w pośpiechu
choć następnego poranka nie miało być
Zmarnowaliśmy ten czas
dzieci miłości
Staliśmy się tworami prokreacji
krzyku i nienawiści
Tylko jeszcze sny
oaza zbłąkanych dusz
Choć rano rozczarowanie
a na twarzy palące promienie
zepsutego słońca
Kolejny dzień krokiem w
ciemniejszą czerń
Szukamy siebie o zmierzchu
lecz ścieżki zniknęły
-już nie prowadzą do ludzi-
CZŁOWIEK STRACIŁ CZŁOWIECZEŃSTWO
Codziennie od nowa budujemy
lepszą Sodomę
i czekamy na dzień gniewu
My stworzeni do miłości
dawni ludzie...
Ipse
piątek, 28 sierpnia 2009
Droga
Wyobraźmy sobie nasz świat egzystujący jako połączenie różnorakich skrajności.
W tej wizji dusza, metafizyka, idea i dobro są początkiem osi, na której krańcu znajdują się ich przeciwieństwa – ciało, fizjologia, materia i zło. Potęgi te toczą nieprzerwaną walkę o człowieka, będącego nagrodą, którą dostanie zwycięzca.
Dusza a ciało.
Zastanawiająca kwestia – czy dusza i ciało są jednością?
Jest to pytanie, na które ludzkość nie może odpowiedzieć od stuleci i na które powstało wiele poglądów. Jeden z nich neguje jedność tych dwóch pierwiastków i głosi, iż dusza i ciało są swoimi największymi wrogami.
Czy jest to prawdą? Czy dusza i ciało trwają w odwiecznej walce?
Spójrzmy na dzisiejszy świat – jest to miejsce, gdzie czci się urodę i młodość. Człowieka nie określa już zdanie: „Myślę, więc jestem”. Dziś ludzie mówią: „Wyglądam, więc jestem.”, a nasza uroda jest wyznacznikiem naszej wartości.
Lecz zastanów się – gdyby ktoś zamienił Twoje ciało na inne, to przestałbyś być sobą?
Zmieniłyby się Twoje cele, dążenia i myśli? Przestałbyś kochać ludzi, których kochasz?
A gdyby ktoś zostawił Ci ciało, a zastąpił Twe marzenia, pasje i miłości innymi, czy byłbyś dalej sobą?
Odpowiedz na te pytania, a zrozumiesz, że to dusza definiuje człowieka. Ona jest naszym „ego” zamkniętym w klatce ciała, które uprzedmiotawia nas swoimi prymitywnymi pragnieniami.
Człowiek uwolniony od balastu niedoskonałego ciała, byłby zdolny zbliżyć się do esencji wszechrzeczy.
Materia nas krępuje, odwraca naszą uwagę od sedna, rozprasza nas i zaraża swoją trywialnością. Dusza, czyste jestestwo człowieka, bez materialnego ciężaru byłaby nieskłonna do ulegania relatywizmowi moralnemu, który tłumaczyć ma niemoralne potrzeby ciała.
Musimy zrozumieć, że przyjemność nie jest dobrem i nie jest wartością samą w sobie; pojąć, iż nie możemy stawiać jej jako nadrzędnego celu naszego życia. Dajmy się rozwinąć swoim duszom, będącym naszymi prawdziwymi obliczami.
W wieczności liczymy się tylko my i nasze sumienia.
Metafizyka a fizjologia.
Zagadnieniem, które łączy się z antagonizmem ciała i duszy, jest sprzeczność między metafizyką a fizjologią.
Ludzie nie są zdolni pojąć, jak piękny mógłby być świat, gdyby wyrzekł się fizjologicznych pierwiastków; jak wyjątkowe i niezniszczalne uczucia mogłyby powstać. Miłość, czysta i metafizyczna, nieskażona pożądaniem miałaby szansę stać się wieczną. Niestety, jest to niemożliwe przez ułomną i prymitywną stronę naszej natury, która niszczy czystość. W konsekwencji fizjologia zawsze wygrywa z metafizyką. A miłość - jak wszystko to, co piękne – nie ma szans na przetrwanie.
Idea a materia.
Kolejni przeciwnicy, kolejna wielka wojna. Idea – matka poezji, filozofii i postępu ludzkości. Materia – bariera, która stoi na drodze każdej idei.
Nieskrępowana wędrówka myśli nie jest możliwa, ponieważ przeszkadza jej codzienna proza życia.
Pieniądze, potrzeby doczesne i cielesność naszego jestestwa – to właśnie one niszczą poezję, myśl i prawdziwe człowieczeństwo.
Ile dzieł by powstało, gdyby ich hipotetyczni twórcy nie marnowali swych dni na bezwartościowej pracy? Ilu geniuszów przez to straciliśmy? Codzienne zmaganie się z rzeczywistością i frustrująca praca zarobkowa niszczą wiele idei.
Rzeczywistość skazuje nas na szare życie wśród nędzy materii.
Dobro a zło.
Najbardziej skrajnymi pojęciami są dobro i zło. Są one od siebie tak odległe, że nikt nie powinien mieć problemów z ich odróżnieniem. A jednak od pewnego czasu ludzie nie chcą nazywać czegoś zjawiskiem dobrym lub złym. W nasze życie wkroczył relatywizm moralny, powodując, że tak oczywiste pojęcia stały się czymś dyskusyjnym.
A przecież tak nie jest! Musimy sobie uświadomić, że istnieje jeden, uniwersalny system wartości, którego trzeba przestrzegać. Został on obalony przez postmodernizm, głoszący, że wszystko jest arbitralne i niepewne.
Obalmy tę postmodernistyczną rewolucję moralności i stwórzmy nowe ramy!
Postarajmy się oderwać od nieczystych części nas samych, przyczyńmy się do tego, by walkę wygrywały wartości pozytywne – te, które naprawdę mogą dać nam niezmącone niczym szczęście, a nie tylko chwilową przyjemność.
Cel a dążenie.
Sceptycy mogą zanegować tę ideę i upierać się, że całkowite wyzbycie się pierwotnych ułomności jest niemożliwe. Jednakże my możemy stwierdzić, iż nawet jeżeli cel wydaje się nieosiągalny, to samo dążenie do niego czyni nas lepszymi istotami. Doskonaląc swoje dusze, nasz metafizyczny pierwiastek, udoskonalamy tym samym świat. Samo opowiedzenie się po stronie duchowości i wytrwałe dążenie do czystej wolności, jest jedną, małą, wygraną bitwą w tej wielkiej wojnie.
A przecież cel, jest tylko małym punktem u kresu drogi, która sprawia, że stajemy się szlachetniejsi.
Dagme
sobota, 15 sierpnia 2009
Nierzeczywistość
Kolejna kropla ostrze zrosiła,
obok wyrasta nowa mogiła.
Nikt już nie krzyczy, łez nie wypłakuje
Nikt już nie patrzy, co się dokonuje
Już tylko jęki pokoleń słychać...
Kolejną świętość na opał rąbali
Smród jakiś niosą nam wiatry z oddali
To się unosi zbrodnicza pycha...
Kolejna głowa w błoto upadła,
to tylko pokaz dla oczu stadła.
Równość powszechna. Czy ktoś kogoś zmusza?
Prześladowany w strachu ucieka,
Lecz marzeń swoich się nie wyrzeka...
Nie złość, nie "ucisk" - to Wolność przymusza.
Kolejny fircyk z ludem się brata,
to tylko poza przed cięciem kata.
Korona w błocie, znikąd szukać blasku.
Ogień wygasły serca chce rozdzierać,
Oto nadchodzi szczęśliwości era.
Ściany bez ozdób, to skromność w potrzasku.
Rozpad symboli. Gdzie lilie, orły, lwy?
Ponoć przepadły. Za ścianą z dziejów mgły.
Reaktor
obok wyrasta nowa mogiła.
Nikt już nie krzyczy, łez nie wypłakuje
Nikt już nie patrzy, co się dokonuje
Już tylko jęki pokoleń słychać...
Kolejną świętość na opał rąbali
Smród jakiś niosą nam wiatry z oddali
To się unosi zbrodnicza pycha...
Kolejna głowa w błoto upadła,
to tylko pokaz dla oczu stadła.
Równość powszechna. Czy ktoś kogoś zmusza?
Prześladowany w strachu ucieka,
Lecz marzeń swoich się nie wyrzeka...
Nie złość, nie "ucisk" - to Wolność przymusza.
Kolejny fircyk z ludem się brata,
to tylko poza przed cięciem kata.
Korona w błocie, znikąd szukać blasku.
Ogień wygasły serca chce rozdzierać,
Oto nadchodzi szczęśliwości era.
Ściany bez ozdób, to skromność w potrzasku.
Rozpad symboli. Gdzie lilie, orły, lwy?
Ponoć przepadły. Za ścianą z dziejów mgły.
Reaktor
czwartek, 13 sierpnia 2009
Optymistyczna wizja tak nieoptymistycznej egzystencji
Człowiek to istota wiecznie niedoskonała. Jego życie z góry skazane jest na klęskę. Kto nas zapamięta? Czy my właściwie odgrywamy jakąś rolę dla tego świata? Jakie są losy jednostki w dzisiejszym świecie? Czy jest ona zdolna przetrwać w świecie pieniądza i technologicznych nowinek? Czymże możemy być dla potomnych, skoro dla współczesnych jesteśmy niczym? Jak zbudować swój pomnik ze spiżu? Co obecnie może stać się owym przedłużeniem żywota, wspomnianym pomnikiem?
Każda godzina zbliża nas do śmierci, a zjawiska zachodzące wokół nas tylko nam to uzmysławiają. Życie jest niewiarygodnie krótkie i to właśnie przez swą efemeryczność staje się po prostu chwilą. Zatem – kimże jest człowiek? Jesteśmy ludźmi absurdalnymi. Wnosimy swój kamień na górę każdego dnia, przypominamy Syzyfa wykonującego swą karę, ale za co pokutujemy? Może za naszą powierzchowność, powszedniość. Czy brak nam ekspresji? Topimy się w błocie nicości. Jednak kiedy utoniemy? Czy naszym celem jest śmierć?
Tylko my mamy wpływ na nasz los, jednak to los jednostki uzależniony jest od losu ogółu, a to nigdy nie sprawi, iż oderwiemy się od szarej rzeczywistości, nigdy nie będziemy szczęśliwi. A skoro nigdy nie będziemy szczęśliwi, to czy nie jest absurdalnym istnienie takiego pojęcia jak owe szczęście? Jednostka nigdy nie będzie wolna, bo wolność tak, jak i nasza egzystencja trwa tylko chwilę… Człowiek, zatem, jest rozdarty – z jednej strony chciałby dotknąć nieba, rozkoszując się uczuciem wolności, zaś z drugiej strony dostrzega łańcuchy, na których jest uwiązany – poczucie obowiązku i odpowiedzialności za drugiego człowieka, co powoduje, iż w rzeczywistości nigdy nie osiągnie satysfakcji z tego, co przeżywa. To uczucie wywołuje w jednostce rozgoryczenie; izoluje się od świata, obwiniając go o niemożność poczucia euforii, tym samym, skazując się na samotność. Poczucie alienacji nasila się z każdym dniem. Absurdalność egzystencji trzciny myślącej staje się większa i tu powstaje pytanie – wtaczać kamień na górę, czy poddać się i odejść? Tylko co się wtedy z nami stanie? Czy będziemy wolni? Czy będziemy szczęśliwi?
Jednak ów kamień daje nam niejaką satysfakcję; to on przypomina, że żyjemy. To po to, by go wtaczać budzimy się codziennie rano – w lepszym bądź gorszym stanie, ale budzimy. Czym jest ten kamień? Zwykłą troską albo i znaczącym problemem, z którym nie zawsze można dać sobie radę. Ale czy opłaca się walczyć? Tak. Walka toczy się o nas samych; nie możemy być przeciwko sobie, nawet jeśli jesteśmy wbrew sobie, wbrew własnym ideom, wbrew własnemu sumieniu. Nie możemy być wrogiem dla siebie, skoro i tak wielu nieżyczliwych dookoła nas. To ten kamień jest jednocześnie naszym celem jak i utrapieniem. Łzą na powiece i boleścią w sercu, ale to on równocześnie przynosi nam ukojenie, jest naszą misją, którą powinniśmy wypełnić. Nawet jeśli musimy ją wielokrotnie powtarzać. Może na drodze na górę znajdziemy kogoś takiego jak my? Zagubionego, zniechęconego? Podajmy mu dłoń! Ulży. Zrobi się cieplej. Może nie istnieje takie pojęcie jak szczęście, ale nie mamy na to wpływu. Musimy udowodniać każdego dnia swoją wartość, udowodnijmy jak wielką wartością jest zwykła, ludzka życzliwość, która tak zwykła, a jednocześnie tak niepospolita. Boimy się mówić o tym, że jesteśmy radośni, że jesteśmy szczęśliwi u boku drugiej osoby – matki, kochanki, męża, przyjaciółki – ale jeszcze głębszy lęk rodzi się wówczas, gdy nadchodzi pora mówić o codziennych lękach, utrapieniu. Przecież wszyscy jesteśmy ludźmi! Człowiek, by egzystować, potrzebuje jednego – drugiego człowieka.
EiA -
Każda godzina zbliża nas do śmierci, a zjawiska zachodzące wokół nas tylko nam to uzmysławiają. Życie jest niewiarygodnie krótkie i to właśnie przez swą efemeryczność staje się po prostu chwilą. Zatem – kimże jest człowiek? Jesteśmy ludźmi absurdalnymi. Wnosimy swój kamień na górę każdego dnia, przypominamy Syzyfa wykonującego swą karę, ale za co pokutujemy? Może za naszą powierzchowność, powszedniość. Czy brak nam ekspresji? Topimy się w błocie nicości. Jednak kiedy utoniemy? Czy naszym celem jest śmierć?
Tylko my mamy wpływ na nasz los, jednak to los jednostki uzależniony jest od losu ogółu, a to nigdy nie sprawi, iż oderwiemy się od szarej rzeczywistości, nigdy nie będziemy szczęśliwi. A skoro nigdy nie będziemy szczęśliwi, to czy nie jest absurdalnym istnienie takiego pojęcia jak owe szczęście? Jednostka nigdy nie będzie wolna, bo wolność tak, jak i nasza egzystencja trwa tylko chwilę… Człowiek, zatem, jest rozdarty – z jednej strony chciałby dotknąć nieba, rozkoszując się uczuciem wolności, zaś z drugiej strony dostrzega łańcuchy, na których jest uwiązany – poczucie obowiązku i odpowiedzialności za drugiego człowieka, co powoduje, iż w rzeczywistości nigdy nie osiągnie satysfakcji z tego, co przeżywa. To uczucie wywołuje w jednostce rozgoryczenie; izoluje się od świata, obwiniając go o niemożność poczucia euforii, tym samym, skazując się na samotność. Poczucie alienacji nasila się z każdym dniem. Absurdalność egzystencji trzciny myślącej staje się większa i tu powstaje pytanie – wtaczać kamień na górę, czy poddać się i odejść? Tylko co się wtedy z nami stanie? Czy będziemy wolni? Czy będziemy szczęśliwi?
Jednak ów kamień daje nam niejaką satysfakcję; to on przypomina, że żyjemy. To po to, by go wtaczać budzimy się codziennie rano – w lepszym bądź gorszym stanie, ale budzimy. Czym jest ten kamień? Zwykłą troską albo i znaczącym problemem, z którym nie zawsze można dać sobie radę. Ale czy opłaca się walczyć? Tak. Walka toczy się o nas samych; nie możemy być przeciwko sobie, nawet jeśli jesteśmy wbrew sobie, wbrew własnym ideom, wbrew własnemu sumieniu. Nie możemy być wrogiem dla siebie, skoro i tak wielu nieżyczliwych dookoła nas. To ten kamień jest jednocześnie naszym celem jak i utrapieniem. Łzą na powiece i boleścią w sercu, ale to on równocześnie przynosi nam ukojenie, jest naszą misją, którą powinniśmy wypełnić. Nawet jeśli musimy ją wielokrotnie powtarzać. Może na drodze na górę znajdziemy kogoś takiego jak my? Zagubionego, zniechęconego? Podajmy mu dłoń! Ulży. Zrobi się cieplej. Może nie istnieje takie pojęcie jak szczęście, ale nie mamy na to wpływu. Musimy udowodniać każdego dnia swoją wartość, udowodnijmy jak wielką wartością jest zwykła, ludzka życzliwość, która tak zwykła, a jednocześnie tak niepospolita. Boimy się mówić o tym, że jesteśmy radośni, że jesteśmy szczęśliwi u boku drugiej osoby – matki, kochanki, męża, przyjaciółki – ale jeszcze głębszy lęk rodzi się wówczas, gdy nadchodzi pora mówić o codziennych lękach, utrapieniu. Przecież wszyscy jesteśmy ludźmi! Człowiek, by egzystować, potrzebuje jednego – drugiego człowieka.
EiA -
Obraz
błękitne drzewa połyskują na płótnie
kropelka osiada niezauważona
rozmywa pejzaż w tęczę wstążek
ulotnie przenika
dreszcz
i promień odbity w lustrze świata
na sznurkach niezliczone modlitwy
paciorek po paciorku płyną
taflą w nieznane a tak bliskie
anioły puch skrzydlaty rozdają
a my uśmiechy skryte z kraju niewinności
próbujemy uchwycić
pędzlem związanej duszy
tańczącej w akwareli wspomnień
błękit w szarość codzienności przemieniony
nie wróci
to wieczne zaćmienie słońca
srebrna tarcza nocy strażnikiem na zawsze
świetlików w ogrodzie ciemnych serc
Ipse
kropelka osiada niezauważona
rozmywa pejzaż w tęczę wstążek
ulotnie przenika
dreszcz
i promień odbity w lustrze świata
na sznurkach niezliczone modlitwy
paciorek po paciorku płyną
taflą w nieznane a tak bliskie
anioły puch skrzydlaty rozdają
a my uśmiechy skryte z kraju niewinności
próbujemy uchwycić
pędzlem związanej duszy
tańczącej w akwareli wspomnień
błękit w szarość codzienności przemieniony
nie wróci
to wieczne zaćmienie słońca
srebrna tarcza nocy strażnikiem na zawsze
świetlików w ogrodzie ciemnych serc
Ipse
wtorek, 7 lipca 2009
***
łza spływa po policzku
gromem słów uderzonych w serce
przyciągana grawitacją samotności
spada w otchłań zapomnienia
wśród obojętności ludzi
bojących się podać białą chusteczkę
taka plama?
Co powiedzą inni?
My nie mamy problemów
Spieszę się!
łza jedna...
druga...
następna...
styka się z ziemią-matką
przenika jej kolejne warstwy
szukając Pandory i puszki
Ipse
gromem słów uderzonych w serce
przyciągana grawitacją samotności
spada w otchłań zapomnienia
wśród obojętności ludzi
bojących się podać białą chusteczkę
taka plama?
Co powiedzą inni?
My nie mamy problemów
Spieszę się!
łza jedna...
druga...
następna...
styka się z ziemią-matką
przenika jej kolejne warstwy
szukając Pandory i puszki
Ipse
Ten Wieczór
Ten wieczór nigdy się nie skończy
Kwintesencja nocy w gwiazdach
i łzach
Zapach pomarańczy
w powietrzu
Dźwięk skrzypiec, szeptu
i śpiew
Księżyc w zenicie i wino
na stole.
Chcemy tylko tej nocy
Zabijającej tęsknotę
i poezję.
Czerwień, czerń i my
Wraz z winem
i muzyką
Oświetleni księżycem
Nadzy w objęciu
trwamy.
Płatki róż w kieliszku
zamiast wina
Czerwonego jak krew.
Pijemy za szczęśliwą miłość
I śmierć.
EiA
wtorek, 2 czerwca 2009
Filozofia dziejów
ucisz się!
nie mam wyrzutów sumienia
jestem fizycznie wolna
pełna pustej nadziei
i wiary w zepsutą filozofię dziejów
to nie miało być tak
człowiek nie miał mieć
tyle tkanek
tyle żył
tyle nerwowych zakończeń
proszę zauważyć
bez narzuconej estetycznej trwogi
jaka to piękna góra mięsa
z sercem stwardniałym na kamień
ach, jaka to piękna ruina!
mówią, że cudownie jest być
pozornie szczęśliwym
wznosić się coraz wyżej
i na zdrętwiałych palcach
sięgać pozornego nieba
ale ja nie chcę być tylko szczęśliwa
chcę być świadoma
głębi swojego upadku
i codziennie
po kawałku
sklejać swoją nadzieję
od nowa
szanowna publiczności dziejów!
mam oto zaszczyt oświadczyć
że Bóg umarł
w szlafroku i w kapciach
przed telewizorem
My, dzieci filozofii dziejów
wbiliśmy sztylet absurdalności
w ostatniego z mędrców
człowiek musi być silny
człowiek musi być wielki
człowiek musi być…
(mówią)
by po tylu latach
przyznać się przed samym sobą
że Bóg był jedynie
narzędziem w powykręcanych
głodem miłości rękach
że ten świat
jedyny
w którym przyszło nam żyć
ciągle trwa
tylko dlatego, bo
innego już nie ma
i innego nie będzie
…świat
ma tylko kilka luster
w których próbują się
zobaczyć ludzie
…świat
ma tylko kilka
pokrytych rdzą
i ludzką naiwnością luster
w których nic już nie widać
Tetyda
niedziela, 5 kwietnia 2009
Czy dekadentyzm ma sens? Czy warto głosić upadek cywilizacji, fin de siecle?
Dokąd zmierzamy?
Niektórzy mówią, że dążymy do końca epoki. Ich zdaniem wszystkie znaki - zepsucie, zdegenerowana moralność i stagnacja, która opanowała dzisiejszego człowieka, są dowodami na schyłkowość naszych czasów. Na pewno jest w tym wiele racji, gdyż co może nastąpić po epoce, w której nie ma już nadziei na postęp?
Wszystko wywalczyliśmy - demokrację, wolność jednostki i zezwolenie na nieskrępowany niczym indywidualizm. Przeżyliśmy rewolucję październikową i rewolucję seksualną. Przetrwaliśmy dwie wojny światowe, komunizm, szalone lata 60., erę disco. Moda zatacza kręgi i czerpie inspiracje z poprzednich dekad, ponieważ projektanci nie mogą stworzyć niczego nowatorskiego. Artyści - rebelianci uwolnili sztukę ze wszelkich granic i otworzyli przed nią niczym nieograniczone ścieżki rozwoju.
Ale my już przeszliśmy wszystkie te ścieżki. Eksperyment nie jest już eksperymentem, tylko nieświadomą, sentymentalną wędrówką w przeszłość.
Ludzkość wpadła w upragnioną pułapkę wolności. A w idealnym świecie wolności nie ma miejsca na bunt i nie ma wroga, przeciw któremu można się buntować.
Dekadenci widzą całą beznadzieję dnia dzisiejszego i rezygnują. Walka dla idei to pojęcie całkowicie im obce, dlatego wolą głosić upadek cywilizacji europejskiej i czekać na nią z masochistyczną satysfakcją ze swoich spełniających się przepowiedni.
Ale może jest coś, co można zrobić w tym bezprzyszłościowym świecie? Może udałoby się przywrócić mu przyszłość poprzez powrót do rzeczy przeszłych?
Spójrzmy na rzeczywistość z drugiej strony. Powróćmy do przeszłych idei! Skończmy z postmodernizmem i malkontencją, z upadkiem dawnej formy. Porządkując nasz świat, przywracając mu stare, nieskażone chorobą naszych czasów ramy i odkurzając przeszłość, moglibyśmy znów stworzyć przyszłość. Przywracając granice, będziemy mogli znów je przekraczać. Formy, wyraźne formy, które znów zawładną światem, będą mogły z czasem stać się naszym wrogiem, czymś, przeciw czemu będziemy się jednoczyć.
Zasady, które porzuciliśmy w przeczuciu, że są nam ciężarem, tak naprawdę były naszą wolnością, czymś, o czym mogliśmy myśleć z nienawiścią. Mogliśmy marzyć o walce z nimi, a walka ze znienawidzonymi zasadami jest prawdziwym szczęściem.
Kiedyś to dążenie do celu, a nie jego osiągnięcie, było wartością. Dziś rodzimy się w świecie celów osiągniętych, gdzie nie możemy sami podjąć tej tak ważnej dla człowieka wędrówki.
Kim więc warto być? Dekadentem, uważającym, że brak wroga usprawiedliwia jego obojętność i niedziałanie, czy może jego opozycjonistą, tworzącym od nowa świat starych zasad, przeciw którym następnie będzie znów mógł walczyć i znów czuć się potrzebny?
Wydaje się, że każdy wybór jest zły, że dzisiejszy człowiek jest bohaterem tragicznym, postawionym wobec fatum, z którym i tak nie wygra. Choroba wieku jest naszym fatum, od którego się nie uwolnimy. Dlatego też nie przesądzam, która postawa jest lepsza, która ma więcej sensu. Pomyśl sam, czy masz siłę dążyć, czy wolisz tęsknić za dążeniem. A może zniknęły już wszelkie Twoje tęsknoty, oprócz jednej - pragnienia niebytu?
Dagme
Niektórzy mówią, że dążymy do końca epoki. Ich zdaniem wszystkie znaki - zepsucie, zdegenerowana moralność i stagnacja, która opanowała dzisiejszego człowieka, są dowodami na schyłkowość naszych czasów. Na pewno jest w tym wiele racji, gdyż co może nastąpić po epoce, w której nie ma już nadziei na postęp?
Wszystko wywalczyliśmy - demokrację, wolność jednostki i zezwolenie na nieskrępowany niczym indywidualizm. Przeżyliśmy rewolucję październikową i rewolucję seksualną. Przetrwaliśmy dwie wojny światowe, komunizm, szalone lata 60., erę disco. Moda zatacza kręgi i czerpie inspiracje z poprzednich dekad, ponieważ projektanci nie mogą stworzyć niczego nowatorskiego. Artyści - rebelianci uwolnili sztukę ze wszelkich granic i otworzyli przed nią niczym nieograniczone ścieżki rozwoju.
Ale my już przeszliśmy wszystkie te ścieżki. Eksperyment nie jest już eksperymentem, tylko nieświadomą, sentymentalną wędrówką w przeszłość.
Ludzkość wpadła w upragnioną pułapkę wolności. A w idealnym świecie wolności nie ma miejsca na bunt i nie ma wroga, przeciw któremu można się buntować.
Dekadenci widzą całą beznadzieję dnia dzisiejszego i rezygnują. Walka dla idei to pojęcie całkowicie im obce, dlatego wolą głosić upadek cywilizacji europejskiej i czekać na nią z masochistyczną satysfakcją ze swoich spełniających się przepowiedni.
Ale może jest coś, co można zrobić w tym bezprzyszłościowym świecie? Może udałoby się przywrócić mu przyszłość poprzez powrót do rzeczy przeszłych?
Spójrzmy na rzeczywistość z drugiej strony. Powróćmy do przeszłych idei! Skończmy z postmodernizmem i malkontencją, z upadkiem dawnej formy. Porządkując nasz świat, przywracając mu stare, nieskażone chorobą naszych czasów ramy i odkurzając przeszłość, moglibyśmy znów stworzyć przyszłość. Przywracając granice, będziemy mogli znów je przekraczać. Formy, wyraźne formy, które znów zawładną światem, będą mogły z czasem stać się naszym wrogiem, czymś, przeciw czemu będziemy się jednoczyć.
Zasady, które porzuciliśmy w przeczuciu, że są nam ciężarem, tak naprawdę były naszą wolnością, czymś, o czym mogliśmy myśleć z nienawiścią. Mogliśmy marzyć o walce z nimi, a walka ze znienawidzonymi zasadami jest prawdziwym szczęściem.
Kiedyś to dążenie do celu, a nie jego osiągnięcie, było wartością. Dziś rodzimy się w świecie celów osiągniętych, gdzie nie możemy sami podjąć tej tak ważnej dla człowieka wędrówki.
Kim więc warto być? Dekadentem, uważającym, że brak wroga usprawiedliwia jego obojętność i niedziałanie, czy może jego opozycjonistą, tworzącym od nowa świat starych zasad, przeciw którym następnie będzie znów mógł walczyć i znów czuć się potrzebny?
Wydaje się, że każdy wybór jest zły, że dzisiejszy człowiek jest bohaterem tragicznym, postawionym wobec fatum, z którym i tak nie wygra. Choroba wieku jest naszym fatum, od którego się nie uwolnimy. Dlatego też nie przesądzam, która postawa jest lepsza, która ma więcej sensu. Pomyśl sam, czy masz siłę dążyć, czy wolisz tęsknić za dążeniem. A może zniknęły już wszelkie Twoje tęsknoty, oprócz jednej - pragnienia niebytu?
Dagme
piątek, 20 marca 2009
Ironia
wśród wypaczonych idei
otoczeni murem
goniąc za ...
a w ręku sierp
noga jak młot
komunizm za nami
masa przed nami
zrzucamy ubrania
- uniform jest nasz!
jednostka krzyczy: TO MY!
drogi zawiłe to proste autostrady
pytań już nie ma
jest Bóg i Pył
wiatr i nicość...
a TY?
Ipse
otoczeni murem
goniąc za ...
a w ręku sierp
noga jak młot
komunizm za nami
masa przed nami
zrzucamy ubrania
- uniform jest nasz!
jednostka krzyczy: TO MY!
drogi zawiłe to proste autostrady
pytań już nie ma
jest Bóg i Pył
wiatr i nicość...
a TY?
Ipse
czwartek, 12 marca 2009
Do Lolity
Powiadają że chcesz
Powiadają że lubisz
Mówią śmiej się
I się śmiejesz
Mówią tańcz
I tańczysz
Mówią jesteś szczęśliwa
I pokazujesz szereg białych zębów
W lekko rozchylonych ustach
Bajki dla dzieci
To jego oddech
Jego ramię
Ciepła pościel
Pamiętasz dzieciństwo?
To powiedz czym jest
Jesteś dorosła
Oni rozumieją
Czy ty już wszystko wiesz
Ponoć znasz miłość
....
Płaczesz?
Nie, ty nie możesz
- śmiej się i tańcz!
Ipse
wtorek, 10 marca 2009
******
Czy jesteś człowiekiem prawdziwym? Zastanawiałeś się kiedyś nad swoim prawdziwym ja? Co czujesz, przebywając w tłumie? Wyobcowanie, irytację? Przeczytaj, moje słowa i zastanów się - kim jesteś?
Naszym światem rządzi masa, a nasze czasy są czasami całkowicie wyindywidualizowanego społeczeństwa. Oto bowiem wkroczyliśmy w wiek, gdzie potęgą są tłumy, a lud świętością. Demokracja jest naszym Bogiem, za którego jesteśmy w stanie oddać życie. My, racjonalni ateiści XXI wieku, na jej ołtarzu jesteśmy w stanie złożyć ofiarę z samych siebie. Ale czy to ma sens?
A Ty, człowieku XXI wieku, jak się czujesz tutaj, w naszym świecie? Jeżeli jesteś człowiekiem - czy też wyznajesz naszych bożków, nasze 3M - miasto, masę i maszynę? Modlisz się do nich; modlisz się, by znów przetrwać kolejny dzień. A może oddajesz im cześć zaraz po Demokracji?
W tłumie, na ulicy, w autobusie, wszędzie, gdzie się znajdujesz, możesz przypatrzeć się naszemu hołubionemu tłumowi, możesz przysłuchiwać się ich rozmowom, zaprzyjaźnić się z nimi, a nawet zbratać!
Cóż to, nie możesz? Czujesz się nimi rozczarowany? Pomyśl, rozczarowany jesteś przedstawicielami ludu, czyli tymi, którzy dzięki Demokracji mają władzę. Dlaczego oni nie są jak bohaterowie Homera? - myślisz. Jeżeli tak myślisz, to ja wystawię Ci diagnozę - cierpisz na bowaryzm, nieuleczalną chorobę współczesnego indywidualisty. Świat książek, pełen wspaniałych bohaterów, prawdziwych przyjaciół, wartości i przygód wciągnął Cię tak, że nie zauważasz, że to tylko świat książek.
Być może - jedyny prawdziwy świat, choć nierealny.
Być może - świat realny nie jest światem prawdziwym, skoro składa się z samych produktów zastępczych.
Być może to prawda, ale kto Ci uwierzy?
Nie chcę, byś myślał, że jestem nihilistą. Że gardzę wszystkim, co mnie otacza. Pogardzam ludźmi, lecz nie człowiekiem. Człowiek - jako jednostka - jest niezmiernie fascynującą istotą, natomiast ludzie - masa - to odpychający twór.
Nie gardzę człowiekiem prawdziwym z całą gamą jego odczuć i emocji, z jego przemyśleniami i całą kulturą, którą stworzył. Ale cóż mogę myśleć o ludziach, o tych, którzy jedzą, śpią, rozmnażają się. O jednej, wielogłowej, przerażającej istocie, która wysysa z człowieka całą jego siłę witalną.
Przedstawicielu człowieczeństwa, obudź się! Przestań zadowalać się tanimi produktami zastępczymi. Zamiast miłości - przypadkowy seks; zamiast szczęścia - zadowolenie; zamiast sztuki - telenowele w telewizji.
Naprawdę tego chcesz? Żyć półżyciem, okłamywać siebie, po to tylko, by się wpasować, zdobyć akceptację tłumu, którego i tak nie obchodzisz? Wiem, że nie; wiem, że chcesz prawdziwego świata z książek. Nie walcz więc z tym, czego oczekujesz od świata, nie rezygnuj. Nie lecz się z bowaryzmu - rozwiń go, karm własną duszą.
Zastanów się głęboko - czy jesteś człowiekiem?
Jeżeli tak, to zdejmij wreszcie z twarzy maskę i chodź za mną. Nie gwarantuję Ci szczęścia - zapewniam, że będziesz cierpieć; nie mogę też obiecać, że będziesz czuł się bezpieczny - stale towarzyszył Ci będzie lęk; nie znajdziesz też przyjaciół - tylko otaczającą zewsząd samotność.
Ale może coś wygrasz, ważniejszego od iluzji świata. Może wygrasz swoje zatracone człowieczeństwo.
Może warto iść pod prąd? Zdecyduj. Jeżeli pomyślisz, że warto, to chodź za mną, pokażę Ci, jak mógłby wyglądać świat, gdybyśmy to My byli siłą napędową, a nie lud.
Dagme
Naszym światem rządzi masa, a nasze czasy są czasami całkowicie wyindywidualizowanego społeczeństwa. Oto bowiem wkroczyliśmy w wiek, gdzie potęgą są tłumy, a lud świętością. Demokracja jest naszym Bogiem, za którego jesteśmy w stanie oddać życie. My, racjonalni ateiści XXI wieku, na jej ołtarzu jesteśmy w stanie złożyć ofiarę z samych siebie. Ale czy to ma sens?
A Ty, człowieku XXI wieku, jak się czujesz tutaj, w naszym świecie? Jeżeli jesteś człowiekiem - czy też wyznajesz naszych bożków, nasze 3M - miasto, masę i maszynę? Modlisz się do nich; modlisz się, by znów przetrwać kolejny dzień. A może oddajesz im cześć zaraz po Demokracji?
W tłumie, na ulicy, w autobusie, wszędzie, gdzie się znajdujesz, możesz przypatrzeć się naszemu hołubionemu tłumowi, możesz przysłuchiwać się ich rozmowom, zaprzyjaźnić się z nimi, a nawet zbratać!
Cóż to, nie możesz? Czujesz się nimi rozczarowany? Pomyśl, rozczarowany jesteś przedstawicielami ludu, czyli tymi, którzy dzięki Demokracji mają władzę. Dlaczego oni nie są jak bohaterowie Homera? - myślisz. Jeżeli tak myślisz, to ja wystawię Ci diagnozę - cierpisz na bowaryzm, nieuleczalną chorobę współczesnego indywidualisty. Świat książek, pełen wspaniałych bohaterów, prawdziwych przyjaciół, wartości i przygód wciągnął Cię tak, że nie zauważasz, że to tylko świat książek.
Być może - jedyny prawdziwy świat, choć nierealny.
Być może - świat realny nie jest światem prawdziwym, skoro składa się z samych produktów zastępczych.
Być może to prawda, ale kto Ci uwierzy?
Nie chcę, byś myślał, że jestem nihilistą. Że gardzę wszystkim, co mnie otacza. Pogardzam ludźmi, lecz nie człowiekiem. Człowiek - jako jednostka - jest niezmiernie fascynującą istotą, natomiast ludzie - masa - to odpychający twór.
Nie gardzę człowiekiem prawdziwym z całą gamą jego odczuć i emocji, z jego przemyśleniami i całą kulturą, którą stworzył. Ale cóż mogę myśleć o ludziach, o tych, którzy jedzą, śpią, rozmnażają się. O jednej, wielogłowej, przerażającej istocie, która wysysa z człowieka całą jego siłę witalną.
Przedstawicielu człowieczeństwa, obudź się! Przestań zadowalać się tanimi produktami zastępczymi. Zamiast miłości - przypadkowy seks; zamiast szczęścia - zadowolenie; zamiast sztuki - telenowele w telewizji.
Naprawdę tego chcesz? Żyć półżyciem, okłamywać siebie, po to tylko, by się wpasować, zdobyć akceptację tłumu, którego i tak nie obchodzisz? Wiem, że nie; wiem, że chcesz prawdziwego świata z książek. Nie walcz więc z tym, czego oczekujesz od świata, nie rezygnuj. Nie lecz się z bowaryzmu - rozwiń go, karm własną duszą.
Zastanów się głęboko - czy jesteś człowiekiem?
Jeżeli tak, to zdejmij wreszcie z twarzy maskę i chodź za mną. Nie gwarantuję Ci szczęścia - zapewniam, że będziesz cierpieć; nie mogę też obiecać, że będziesz czuł się bezpieczny - stale towarzyszył Ci będzie lęk; nie znajdziesz też przyjaciół - tylko otaczającą zewsząd samotność.
Ale może coś wygrasz, ważniejszego od iluzji świata. Może wygrasz swoje zatracone człowieczeństwo.
Może warto iść pod prąd? Zdecyduj. Jeżeli pomyślisz, że warto, to chodź za mną, pokażę Ci, jak mógłby wyglądać świat, gdybyśmy to My byli siłą napędową, a nie lud.
Dagme
sobota, 7 marca 2009
Forpoczty - Reaktywacja - Einführung
Jest nas troje –współczesna Laokoona grupa,
Ale wąż wspólnych pragnień, dusząc, darzy życiem
I żądłem swe zaszczepia siłę w walce z Gniciem,
By jak Dawid – żyjący potwór zmienić w trupa.
Maria Komornicka
Tak o słynnej grupie wybitnych artystów piszących Forpoczty pisała równie wybitna Maria Komornicka. Czym są Forpoczty i do kogo są skierowane?
Forpoczty to tom zbiorowy Wacława Nałkowskiego, Cezarego Jellenty oraz Marii Komornickiej. Autorzy w swoim dziele podzielili społeczeństwo na parę grup; w rzeczywistości chodziło o wyróżnienie jednostek wybitnych i troglodytów. Ci młodopolscy artyści w dużej mierze opierali się na filozofii Fryderyka Nietzschego (co uwidacznia się zwłaszcza w twórczości Marii Komornickiej vel Piotra Odmieńca Własta). Owi troglodyci zaś, to jednostki pozbawione uczuć wyższych, dostrzegania tego, co zauważają tylko ci pierwsi.
Jednostki wybitne cechują się zwłaszcza wrodzoną wrażliwością; są nerwowcami, a ich dusze nigdy nie mogą zaznać spokoju. To wszystko sprawia, iż są oni wyjątkowi,
a jednocześnie zagubieni w świecie, którym rządzi szara masa.
Nas jest na pewno więcej. Odczuwających Weltschmerz, Sehnsucht za tym, co odległe od rzeczywistości, jednak nasza wrażliwość, a raczej nadwrażliwość na otaczający świat, niekiedy sprawia, że nie możemy właściwie koegzystować. Ale co tak naprawdę oznacza właściwe życie? Być może naszym przeznaczeniem jest niemożność dotarcia do szczęścia.
Jesteśmy dekadentami. Mimo że gardzimy indolencją, to niekiedy zdarza nam się bierna postawa wobec egzystencji. Poszukujemy szczęścia, ale rzeczywisty świat nie jest chyba miejscem, na którym go znajdziemy.
Jesteśmy somnambulikami błądzącymi w przestworzach. Potykamy się o chmury, próbując dosięgnąć nieba. To nie ten czas i nie to miejsce. Jesteśmy ofiarami epoki, w której żyjemy, ale jeśli spotkamy się razem na jednej z chmur, być może choć na chwilę poczujemy rozkosz egzystencji.
Chcemy reaktywować Forpoczty. Ale nie dlatego, żeby się cofać, zaglądać do przeszłości, ale po to by w przyszłość spoglądać z uśmiechem.
Nasza twórczości wpisuje się w ramy dekadentyzmu, egzystencjalizmu i... absurdu? Bo przecież wszyscy jesteśmy ludźmi absurdalnymi. Jeśli czujesz to samo, co my - dołącz do nas! Nie próbuj na siłę bratać się z troglodytami... To syzyfowa praca. Wtaczajmy swój kamień razem!
EiA
Ale wąż wspólnych pragnień, dusząc, darzy życiem
I żądłem swe zaszczepia siłę w walce z Gniciem,
By jak Dawid – żyjący potwór zmienić w trupa.
Maria Komornicka
Tak o słynnej grupie wybitnych artystów piszących Forpoczty pisała równie wybitna Maria Komornicka. Czym są Forpoczty i do kogo są skierowane?
Forpoczty to tom zbiorowy Wacława Nałkowskiego, Cezarego Jellenty oraz Marii Komornickiej. Autorzy w swoim dziele podzielili społeczeństwo na parę grup; w rzeczywistości chodziło o wyróżnienie jednostek wybitnych i troglodytów. Ci młodopolscy artyści w dużej mierze opierali się na filozofii Fryderyka Nietzschego (co uwidacznia się zwłaszcza w twórczości Marii Komornickiej vel Piotra Odmieńca Własta). Owi troglodyci zaś, to jednostki pozbawione uczuć wyższych, dostrzegania tego, co zauważają tylko ci pierwsi.
Jednostki wybitne cechują się zwłaszcza wrodzoną wrażliwością; są nerwowcami, a ich dusze nigdy nie mogą zaznać spokoju. To wszystko sprawia, iż są oni wyjątkowi,
a jednocześnie zagubieni w świecie, którym rządzi szara masa.
Nas jest na pewno więcej. Odczuwających Weltschmerz, Sehnsucht za tym, co odległe od rzeczywistości, jednak nasza wrażliwość, a raczej nadwrażliwość na otaczający świat, niekiedy sprawia, że nie możemy właściwie koegzystować. Ale co tak naprawdę oznacza właściwe życie? Być może naszym przeznaczeniem jest niemożność dotarcia do szczęścia.
Jesteśmy dekadentami. Mimo że gardzimy indolencją, to niekiedy zdarza nam się bierna postawa wobec egzystencji. Poszukujemy szczęścia, ale rzeczywisty świat nie jest chyba miejscem, na którym go znajdziemy.
Jesteśmy somnambulikami błądzącymi w przestworzach. Potykamy się o chmury, próbując dosięgnąć nieba. To nie ten czas i nie to miejsce. Jesteśmy ofiarami epoki, w której żyjemy, ale jeśli spotkamy się razem na jednej z chmur, być może choć na chwilę poczujemy rozkosz egzystencji.
Chcemy reaktywować Forpoczty. Ale nie dlatego, żeby się cofać, zaglądać do przeszłości, ale po to by w przyszłość spoglądać z uśmiechem.
Nasza twórczości wpisuje się w ramy dekadentyzmu, egzystencjalizmu i... absurdu? Bo przecież wszyscy jesteśmy ludźmi absurdalnymi. Jeśli czujesz to samo, co my - dołącz do nas! Nie próbuj na siłę bratać się z troglodytami... To syzyfowa praca. Wtaczajmy swój kamień razem!
EiA
Subskrybuj:
Posty (Atom)